Przyglądałam się uważnie chłopakowi, gdy siadał obok mnie na łóżku pielęgniarskim. Nie wiem czemu, ale wyczuwałam od niego zupełnie inne intencje niż martwienie się o zdrowie.
- Jest o wiele lepiej, dziękuję - odpowiedziałam spokojnie.
- Wiesz... Dalej nie rozumiem o co ci wtedy chodziło... - powiedział cicho.
Westchnęłam, spuszczając głowę. Dlaczego ja takie rzeczy wyczuwałam na kilometry? Czy mam mu to bardziej wyjaśnić? Przecież się nie da... Ręce mi drżały, więc schowałam je za plecami. Źle robie... Niepotrzebnie ufam...
- Jak moj ojciec się dowie gdzie jestem, przyjdzie i zostanie ze mnie... Nic ze mnie nie zostanie - prychnęłam.
- Jak nic?
Popatrzyłam na niego błagalnym wzrokiem, żeby nie dociekał, jednak to nie pomogło. Podwinęłam delikatnie bluzkę, ukazując część brzucha. Wybuchłam po prostu... Nie dałam rady powstrzymać łez.
- Rok temu, święta. Krzywo siedziałam przy stole. Wylał na mnie gorący barszcz - podniosłam ją wyżej ukazując połamane, żebra - to się nazbierało przez lata, jeszcze jakieś pytania?! - jęknęłam, powstrzymując łzy.
Isao się nie odzywał, dzięki czemu złapałam moją torbę na mecz i ruszyłam w stronę drzwi. Musiałam tam być, obiecałam. Nie obchodziło mnie teraz zdanie pielęgniarki. Chciałam tam pójść, chciałam uciec od codzienności zwanej przemocą. Może nie powinnam mu tego mówić, kto wie co sobie pomyśli, co powie innym. Może oni też już wiedzą. Jednak gdy miałam wychodzić, wpadłam na jasnowłosego.
- Coś jeszcze? - zapytałam, opuszczając wzrok, by nie okazać mojej bezsilności.
<Isao?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz