wtorek, 9 sierpnia 2016

Od Isao cd. Sakury

Patrzyłem jak karetka z Sakurą zakutą w kajdanki na łóżku odjeżdża. Po prostu tylko się temu przyglądałem, jak wyciągają martwe ciało chłopaka, jak wozy policyjne odjeżdżają, jak policjanci przeprowadzają „wywiad” z ludźmi, którzy akurat znajdowali się tuż obok. Nic więcej nie robiłem, gdy stałem w tym momencie na dachu, już jako zwykły człowiek. Nie potrafiłem jakoś normalnie spojrzeć na tą dziewczynę, która tak czy siak nie była niczemu winna. Tym samym w żaden sposób jej nie współczułem. Mówi się trudno. Ona nie odzyska brata, ja nie odzyskam Kichi. Taka kolej losu. 
Zszedł z dachu i wróciłem do akademika. Bez żadnych słów czy czynów resztę dnia przesiedziałem przez telewizorem, by na samym końcu wziąć długi i chłodny prysznic.
I znowu sen o Kichi. Tym razem znajdowaliśmy się na basenie. Znów mogłem ją dotknąć, poczuć smak słodkich ust, usłyszeć ten radosny śmiech, spojrzeć na jej piękne ciało, na radosną twarz i piękne oczy. A po chwili wszyscy zniknęli, razem z nią. Szukałem jej. Znalazłam się w ciemnej piwnicy, gdzie znalazłem ją powieszoną na zwykłej linie. Jej nogi i ręce zwisały bezwładnie, głowę miała przechyloną w lewą stronę, oczy zamknięte, usta otwarte, z której leciała krew. A za nią stał ten mężczyzna. Zaatakowałem go, a gdy wbiłem w niego miecz, który pojawił się w moich dłoniach, jego twarz zmieniła się w twarz Sakury. Patrzyła na mnie przerażonym wzrokiem, miała rany na ciele. Wyglądała dokładnie tak samo jak wtedy, ta krew, cięte rany, siniaki, podkrążone i zakrwawione oczy… Dokładnie tak samo.
I koniec snu. Wszyscy zginęli, nawet Sakura z moich rąk.
Zamiast iść na normalne lekcje, zaszedłem do szpitala, w którym leżała owa dziewczyna. A raczej stanąłem przed budynkiem i patrzyłem na niego z brzydzeniem. Nie dość, że nienawidzę szpitali i lekarzy, to jeszcze leżała tam Sakura. Ale przecież nie mogłem jej zostawić w takim stanie. Tym bardziej, że nie mogłem jej ufać. Zostanie oskarżona o morderstwo, jednak jedyne co mogą jej udowodnić, to wbicie tego noża w jego udo, gdyż zostały tam jej odciski palców. Będą szukali winnego, jednak go nie znajdą. Zabiłem go bez dotykania jego, nie mają moich odcisków. Nic, jestem czysty. Ale nie ona. Jeśli nikogo nie znajdą, to ona wyląduje w zamknięciu, nawet jeśli niczego jej nie udowodnią. Mordercę za wszelką cenę muszą znaleźć, nawet, jeśli to nie ten. A co do nie ufności… zawsze mogła mnie wydać. Powiedzieć, że to ja go zabiłem, że to ja jestem demonem. I wtedy już nigdzie nie zaznam spokoju. Tak czy siak, po kilku minutach bezczynnego stania, wszedłem do środka. Pielęgniarka wpierw nie chciała mnie dopuścić do odwiedzin. Sądziła, że dziewczyna jest zbyt wykończona, a ja nie jestem z jej rodziny. Jednak po paru minutach kłótni i paru kłamstw, powiedziała mi, w której sali leży. Był to numer dziesięć, na drugim piętrze. Wszedłem do schodach i wzrokiem odszukałem liczby dziesięć, która miała się mieścić na których drzwiach na drugim piętrze. I w końcu znalazłem ją. Spojrzałem na nią za szyby. Miała otwarte oczy, jednak patrzyła w sufit. Była podłączona do kilku kabelków, obok łóżka stała kroplówka oraz krzesło. Po ubraniu jakiegoś niebieskiego worka, wszedłem do środka. Automatycznie spojrzała na mnie i gdy tylko zobaczyłam moją osobę, zmarszczyła brwi.
- Czego chcesz? – odwróciła głowę, a jej głos był suchy, obojętny, chociaż wiedziałem, że cierpi. Nie zważając na jej ton, usiadłem obok jej łóżka na krześle, jakby w rzeczywistości cieszyła się z mojego przyjścia.
- Jak się czujesz? – odpowiedziałem pytaniem na pytanie, a ona zamilkła. 
Cisza. Nie odzywała się przez parę minut. Wiedziałem, że chce, abym jak najszybciej stąd wyszedł. Jednak ja siedziałem na tym cholernym krześle i czekałem na jej odpowiedź, która raczej nie miała nastąpić.
- Ty wiesz, że nie wyjdę – oznajmiłem jej z obojętnością w głosie, opierając się o oparcie i dalej przyglądając się dziewczynie, która była odwrócona ode mnie plecami. 

<Sakura?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz