piątek, 19 sierpnia 2016

Od Isao cd. Sakury

Dzięki swoim umysłom demona wszystko mogłem usłyszeć przez drzwi i szybę. Dokładnie i wyraźnie, tak więc gdy usłyszałem o molestowaniu seksualnym w domu, nieco się zdziwiłem. A gdy zadali jej ostatnie pytanie, właśnie spisałem się na śmierć. Taką myśl miałem w głowie. Że mnie wyda, bo niby dlaczego miała by tego nie robić? A jednak to zrobiła. Nie powiedziała mojego imienia, zamiast tego, to ona stałą się główną podejrzaną. Nie rozumiałem jej czynu, nawet jeśli miał on dobre intencje. Po prostu nie mogłem tego ogarnąć. 
Gdy policjanci wyminęli mnie mówiąc, że mogę wrócić do środka, stałem jak słup soli oparty o szybę. Co miałem zrobić? Wejść tam i dziękować, że mnie nie wydała? Czy może ją ochrzanić, że tego nie zrobiła? Nie wiedziałem co w tej sprawie mogłem zrobić. Czułem na sobie jej wzrok za szyby, ale się nie odwracałem. Stałem tak oparty z rękoma założonymi na krzyż i myślałem. Stałem tak dobry kwadrans, a jednak niczego nie wymyśliłem. Ale nie opłacało się także stać tam jak jakiś ochroniarz. Odwróciłem się i podszedłem w stronę drzwi, które otworzyłem. Dziewczyna leżała na łóżku i się nie ruszała. Usiadłem na tym samym krześle co wtedy.
- Jeszcze tu jesteś? - widocznie nie podobała jej się moja obecność, ale nie obchodziło mnie. 
- Tak - powiedziałem obojętnie garbiąc się i opierając łokcie na kolanach, a na rękach głowę. Patrzyłem na nią pustym wzrokiem.
Milczałem, ona także. Ale w sumie co mieliśmy powiedzieć? Mi do głowy nic nie przyszło, oprócz tego głupiego pytania po co to zrobiła. Jednak go nie wypowiedziałem, bo były minimalne szanse, że się wytłumaczy. A Sakura co miała powiedzieć? Że przeprasza, że jest rodziną tego śmiecia? To nie jej wina, wiem to, ale dalej nie potrafiłem czuć do niej nic innego, niż zwykłą obojętność. Nie była dla mnie ani śmieciem, ani przyjacielem. Jakby była zupełnie kimś obcym, jakbym jej nie znał. Ale było inaczej.
- Nie wiem dlaczego nie wydałaś mnie... - przerwałem cisze i spojrzałem na jej twarz. Patrzyła w sufit. Oczy miała otwarte, jakby chciała widzieć, jak odchodzę. - ...ale i tak dziękuje - skończyłem. Tylko to mi przyszło do głowy.
I znowu cisza. Zamilkłem, a ona nie odpowiedziała. Zapewne siedzielibyśmy tak do końca dnia, aż by mnie nie wyprowadzili, albo ona by nie wezwała jakiegoś lekarza czy pielęgniarkę, aby mnie stąd zabrali. Wszystko jest możliwe. To, że mnie uratowała od więzienia, to nie znaczy, że nagle stanę się jej przyjacielem. Co się stało, już się nie odstanie.
I tak mijały sekundy, a wraz z nimi minuty. Odezwałem się ponownie po dziesięciu minutach, gdyż dobrze wiedziałem, że bezczynne siedzenie tutaj nic by nie dało. Wstałem i ostatni raz spojrzałem na jej bladą twarz i oczy, które mówiły, aby stąd wypier*alał.
- Odwdzięczę się. Nie lubię mieć długów - oznajmiłem, po czym skierowałem się do wyjścia.
Jaki miałem zamiar? Po prostu się odwdzięczyć jak to jej powiedziałem. A jak? Normalnie. Postaram się, aby nie trafiła do więzienia za zabicie swego brata. Chociaż tak czy siak nie mają żadnych podstaw, ani dowodów, że to ona go zabiła. Może i była rzekomo jedyną osobą, jaka była w momencie, gdy on tracił życie, ale także nie ma nigdzie odcisków palców. Może jedynie na tym nożu, ale on nie umarł od wbicia ostrza w udo i lekarze to potwierdzą. Prędzej będą musieli udowodnić, że est ona jakimś demonem. W końcu on został rozszarpany na kawałki, nawet bez dotykania go. Tak więc zapewne stwierdzą, że Sakura jest demonem. Ale badanie tego nie potwierdzą, a ja tylko przypilnuje, aby jej nie wrobili, bo oni są do wszystkiego zdolni. Na samym końcu jak znam życie, powiedzą, że kłamała. Będą ją mieli na obserwacji, ale nie za kratkami. Będzie normalnie żyła, ale co jakiś czas zapewne będzie musiała rozmawiać z psychiatra, albo funkcjonariuszami, aby wydała się prawda. A co będzie dalej, to się zobaczy. Przecież jej nie zabije, jedynie tylko ona może mnie wydać organom prawa i mnie skazać na śmierć.
Wyszedłem z tego okropnego miejsca. Nienawidziłem nigdy szpitali. Budynków, gdzie często cie przetrzymują wbrew twej woli. Lekarzy, którzy są uprawnieni do zaglądania ci do każdego miejsca, a nawet to grzebania ci w środku. Nawet pielęgniarek, które są albo tak opiekuńcze, że nie da się żyć, albo tak mają na ciebie wywalone, że pomylą zastrzyki i możesz umrzeć. Takie miałem zdanie o tych placówkach.
Ruszyłem do akademii, bo co innego mi pozostało? I tak za parę dni, gdy Sakura wydobrzeje, będę miał masę roboty, aby sprawić, by nie zamknęli jej za coś, co ja tak naprawdę zrobiłem, a ona mnie tylko kryła. Ale teraz powstaje z tego bardzo ciekawe pytanie bez odpowiedzi. Dlaczego mnie ochroniła?

<Sakura?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz