środa, 3 sierpnia 2016

Od Isao cd. Sakury

Nowy dzień. 
„Tak jak wszystko ma on początek…”
Poranne śniadanie, przygotowanie się do szkoły, ubranie się w świeże ciuchy, wyłączenie budzika… Nudy. Dlatego przejdę już do tego, co było najciekawsze tego dnia.
Za nim poszedłem do klasy, zahaczyłem o salę, w której powinna leżeć Sakury. Nie wiem, czy byłem zdziwiony jej nieobecnością, czy po prostu na to obojętny. Bo może po prostu miała dosyć szpitalnego łóżka i chciała wrócić do swojego pokoju? A może już siedzi w klasie?
Jednak nigdzie jej nie było. W klasie, na korytarzu, w ogrodzie, na salach sportowych, nawet w jej pokoju (o tym gdzie mieszka, dowiedziałem się od innej dziewczyny). Po prostu tak jakby się rozpłynęła w powietrzu. Ale jakim cudem? Aby się tego dowiedzieć, wróciłem do pielęgniarki. Ale po co ja w ogóle się nią przejmuję? Eh… problem tkwi w moich wspomnieniach. To moja wina, że Kichi nie żyje. To moja wina, że wyjechałem wtedy, gdy najbardziej mnie potrzebowała. To moja wina, że nie potrafiłem jej obronić. To moja wina, że Kichi przeżywała tortury przez wiele miesięcy, by potem odejść bez słowa pożegnania. Bez niczego, nawet nie mogła umrzeć tak, jak umierają zwykłe nastolatki. Czyli w jakimś wypadku, albo z choroby. Ona musiałam umrzeć od zwykłego wykończenia organizmu. Niby to słabo brzmi, ale wyczerpanie na śmierć, nie jestem takie proste. Do tego są potrzebne tortury. Fizyczne jak i psychiczne. U niej było tego nadmiar. Nie potrafiłem się pogodzić z jej śmiercią, nikomu nie życzyłbym czegoś takiego, co ona przeżyła. I od tamtej pory już nie potrafiłem zostawić osoby, która potrzebowała pomocy. Nawet, jeśli nie mówiła o tym wprost. A taką osobą była czarnowłosa, która zniknęła samego rana.
Pielęgniarka także nic nie wiedziała. Aby się nie mieszała, przekazałem jej, że dziewczyna leży w swoim pokoju. Od razu się uspokoiła, a ja zamiast być obojętny, czułem lekkie spięcie. Bo co mogło się stać z osłabioną dziewczyną, która leżała na łóżku szpitalnym w szkole?
Siedziałem na krześle, dobre dziesięć minut. Z zamkniętymi oczami głęboko myślałem, całkowicie pochłonęły mnie myśli. Oparłem ręce na kolanach, a na rękach brodę. Z podtrzymywaną głową, wyczułem dziwnie znajomy zapach. Był on bardzo podobny do tego… który czułem przy niej. Tak samo śmierdział jakby siarką, krwią… Ohyda. A jednak ciągle go wąchałem, wchodził mi do nosa, krzywiąc mnie na samym początku. Ale to było to, czego szukałem. Byłem już prawie pewny, że ten, który przyczynił się do jej śmierci, był tutaj. I to parę godzin temu. 
Wyszedłem nerwowo z pomieszczenia i skierowałem się do wyjścia z akademika. W tej chwili moja twarz może i była obojętna, ale w środku czułem ogromne emocje. A głównie to wściekłość. Nie, nie można tego nazwać wściekłością. Wpadłem w furię. 
Podążając za zapachem tego mordercy, idą krętymi ścieżkami na początku chodnika, a kończąc na jakieś starej ulicy, gdzie znajdywały się opuszczone budynki, stanąłem przez jednym ze starym domów, który dawniej był chyba burdelem. Ta woń stawała się coraz mocniejsza, coraz wyraźniejsza.
„...w którymś momencie zaczyna się środek…”
Krótką chwilę patrzyłem na budowle, by po chwili wywarzyć drzwi i wejść do środka.
„…Wraz z nim nadchodzą jakieś nieoczekiwane momenty życia…”
Było ciemno, wszędzie panowała martwa cisza. Nic. Zero. Pustka. Ale zapach dalej unosił się w tym pomieszczeniu. Zapewne gdy nie demon, nie znalazłbym się tutaj. I nie wyczułbym także i zapachu Sakury. Był on wymieszany jakby z potem, z krwią i łzami. Nieco podobny do tego, jaki czułem przy jej martwym ciele. Ale obecny zapach był słabszy, jakby łagodniejszy. Pomimo tej cholernej ciemności, szedłem przed siebie. Moje oczy przywykły już do mroku, jaki panował w tym budynku, dlatego po kilku sekundach już normalnie mogłem omijać stare stoły, rozwalone krzesła, jakieś butelki i szkła leżące na ziemi. Wszystko, co znajdowało się na podłodze.
I byłem coraz bliżej. Słyszałem jakby czyjś płacz, słyszałem także jakieś kroki, które wcale nie były dalekie.
„… by po chwili uderzyć cię tak mocno, aż zostaną blizny w wspomnieniach.”
I usłyszałem krzyk. Krzyk młodej, czarnowłosej porwanej, która powinna leżeć w łóżku, albo przynajmniej siedzieć na lekcji i prowadzić życie normalnej dziewczyny. 

<Sakura?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz