Isao odchodzi z braku czasu
wtorek, 30 sierpnia 2016
sobota, 20 sierpnia 2016
Od Otohy CD Haruki
Zmarszczyłam brwi. Nikt nie będzie się tak do mnie odzywać, o nie!
Byliśmy drużyną, która właśnie straciła jednego gola, toteż tym razem my zaczęliśmy. Chciałam jako pierwsza kopnąć piłkę, aczkolwiek mnie nie puścili. Za to moją zastępczynią była jakaś dziewczyna, na którą wołali Hanshi.
Jak kopnęła, to raz a dobrze. Chcąc być pierwsza na drugiej połowie boiska, niczym strzała wybiegłam z tej naszej. Po kilku sekundach znalazłam się tuż obok bramki, by potem bez problemu kopnąć do niej piłkę.
Nim się obejrzałam, tamten chłopak ponownie przejął piłkę i biegł w stronę naszej bramki, od czasu do czasu podając ją do niebieskowłosej dziewczyny.
"Cholera jasna!" — pomyślałam. Gotowało się we mnie jak w garnku, nie mogłam mu znowu pozwolić na strzelenie gola!
W mgnieniu oka byłam przy czarnowłosym. Zagrodziłam mu sobą drogę, przez co nie mógł nic zrobić, a ja bez żadnych problemów odebrałam mu piłkę.
— Szach-mat, dziecino! — wykrzyknęłam triumfalnie, gwałtownie zawracając. Po drodze znalazło się kilku takich, co chcieli zabrać mi moją zdobycz, ale nie byli jakimś wielkim problemem. Jedynie ta niebieskowłosa, chyba Gou. Tak, ona była trochę uciążliwa, ale udało mi się od niej uwolnić.
Jeden kop — i jedna pomyłka. Zbyt wiele by mnie to kosztowało.
Tylko jeden ruch, skup się, Otoha!
Wykonałam go. Błędnie.
— Cholera! — Brakmarz odbił piłkę. Jednakże udało mi się w ostatniej chwili do niej dobiec, a, że tamten bramkarz leżał na ziemi, ponownie się skupiłam.
Tylko jeden, głupi ruch!
Udało się. Naprawdę się udało!
<Haruka?>
Byliśmy drużyną, która właśnie straciła jednego gola, toteż tym razem my zaczęliśmy. Chciałam jako pierwsza kopnąć piłkę, aczkolwiek mnie nie puścili. Za to moją zastępczynią była jakaś dziewczyna, na którą wołali Hanshi.
Jak kopnęła, to raz a dobrze. Chcąc być pierwsza na drugiej połowie boiska, niczym strzała wybiegłam z tej naszej. Po kilku sekundach znalazłam się tuż obok bramki, by potem bez problemu kopnąć do niej piłkę.
Nim się obejrzałam, tamten chłopak ponownie przejął piłkę i biegł w stronę naszej bramki, od czasu do czasu podając ją do niebieskowłosej dziewczyny.
"Cholera jasna!" — pomyślałam. Gotowało się we mnie jak w garnku, nie mogłam mu znowu pozwolić na strzelenie gola!
W mgnieniu oka byłam przy czarnowłosym. Zagrodziłam mu sobą drogę, przez co nie mógł nic zrobić, a ja bez żadnych problemów odebrałam mu piłkę.
— Szach-mat, dziecino! — wykrzyknęłam triumfalnie, gwałtownie zawracając. Po drodze znalazło się kilku takich, co chcieli zabrać mi moją zdobycz, ale nie byli jakimś wielkim problemem. Jedynie ta niebieskowłosa, chyba Gou. Tak, ona była trochę uciążliwa, ale udało mi się od niej uwolnić.
Jeden kop — i jedna pomyłka. Zbyt wiele by mnie to kosztowało.
Tylko jeden ruch, skup się, Otoha!
Wykonałam go. Błędnie.
— Cholera! — Brakmarz odbił piłkę. Jednakże udało mi się w ostatniej chwili do niej dobiec, a, że tamten bramkarz leżał na ziemi, ponownie się skupiłam.
Tylko jeden, głupi ruch!
Udało się. Naprawdę się udało!
<Haruka?>
piątek, 19 sierpnia 2016
Od Isao cd. Sakury
Dzięki swoim umysłom demona wszystko mogłem usłyszeć przez drzwi i szybę. Dokładnie i wyraźnie, tak więc gdy usłyszałem o molestowaniu seksualnym w domu, nieco się zdziwiłem. A gdy zadali jej ostatnie pytanie, właśnie spisałem się na śmierć. Taką myśl miałem w głowie. Że mnie wyda, bo niby dlaczego miała by tego nie robić? A jednak to zrobiła. Nie powiedziała mojego imienia, zamiast tego, to ona stałą się główną podejrzaną. Nie rozumiałem jej czynu, nawet jeśli miał on dobre intencje. Po prostu nie mogłem tego ogarnąć.
Gdy policjanci wyminęli mnie mówiąc, że mogę wrócić do środka, stałem jak słup soli oparty o szybę. Co miałem zrobić? Wejść tam i dziękować, że mnie nie wydała? Czy może ją ochrzanić, że tego nie zrobiła? Nie wiedziałem co w tej sprawie mogłem zrobić. Czułem na sobie jej wzrok za szyby, ale się nie odwracałem. Stałem tak oparty z rękoma założonymi na krzyż i myślałem. Stałem tak dobry kwadrans, a jednak niczego nie wymyśliłem. Ale nie opłacało się także stać tam jak jakiś ochroniarz. Odwróciłem się i podszedłem w stronę drzwi, które otworzyłem. Dziewczyna leżała na łóżku i się nie ruszała. Usiadłem na tym samym krześle co wtedy.
- Jeszcze tu jesteś? - widocznie nie podobała jej się moja obecność, ale nie obchodziło mnie.
- Tak - powiedziałem obojętnie garbiąc się i opierając łokcie na kolanach, a na rękach głowę. Patrzyłem na nią pustym wzrokiem.
Milczałem, ona także. Ale w sumie co mieliśmy powiedzieć? Mi do głowy nic nie przyszło, oprócz tego głupiego pytania po co to zrobiła. Jednak go nie wypowiedziałem, bo były minimalne szanse, że się wytłumaczy. A Sakura co miała powiedzieć? Że przeprasza, że jest rodziną tego śmiecia? To nie jej wina, wiem to, ale dalej nie potrafiłem czuć do niej nic innego, niż zwykłą obojętność. Nie była dla mnie ani śmieciem, ani przyjacielem. Jakby była zupełnie kimś obcym, jakbym jej nie znał. Ale było inaczej.
- Nie wiem dlaczego nie wydałaś mnie... - przerwałem cisze i spojrzałem na jej twarz. Patrzyła w sufit. Oczy miała otwarte, jakby chciała widzieć, jak odchodzę. - ...ale i tak dziękuje - skończyłem. Tylko to mi przyszło do głowy.
I znowu cisza. Zamilkłem, a ona nie odpowiedziała. Zapewne siedzielibyśmy tak do końca dnia, aż by mnie nie wyprowadzili, albo ona by nie wezwała jakiegoś lekarza czy pielęgniarkę, aby mnie stąd zabrali. Wszystko jest możliwe. To, że mnie uratowała od więzienia, to nie znaczy, że nagle stanę się jej przyjacielem. Co się stało, już się nie odstanie.
I tak mijały sekundy, a wraz z nimi minuty. Odezwałem się ponownie po dziesięciu minutach, gdyż dobrze wiedziałem, że bezczynne siedzenie tutaj nic by nie dało. Wstałem i ostatni raz spojrzałem na jej bladą twarz i oczy, które mówiły, aby stąd wypier*alał.
- Odwdzięczę się. Nie lubię mieć długów - oznajmiłem, po czym skierowałem się do wyjścia.
Jaki miałem zamiar? Po prostu się odwdzięczyć jak to jej powiedziałem. A jak? Normalnie. Postaram się, aby nie trafiła do więzienia za zabicie swego brata. Chociaż tak czy siak nie mają żadnych podstaw, ani dowodów, że to ona go zabiła. Może i była rzekomo jedyną osobą, jaka była w momencie, gdy on tracił życie, ale także nie ma nigdzie odcisków palców. Może jedynie na tym nożu, ale on nie umarł od wbicia ostrza w udo i lekarze to potwierdzą. Prędzej będą musieli udowodnić, że est ona jakimś demonem. W końcu on został rozszarpany na kawałki, nawet bez dotykania go. Tak więc zapewne stwierdzą, że Sakura jest demonem. Ale badanie tego nie potwierdzą, a ja tylko przypilnuje, aby jej nie wrobili, bo oni są do wszystkiego zdolni. Na samym końcu jak znam życie, powiedzą, że kłamała. Będą ją mieli na obserwacji, ale nie za kratkami. Będzie normalnie żyła, ale co jakiś czas zapewne będzie musiała rozmawiać z psychiatra, albo funkcjonariuszami, aby wydała się prawda. A co będzie dalej, to się zobaczy. Przecież jej nie zabije, jedynie tylko ona może mnie wydać organom prawa i mnie skazać na śmierć.
Wyszedłem z tego okropnego miejsca. Nienawidziłem nigdy szpitali. Budynków, gdzie często cie przetrzymują wbrew twej woli. Lekarzy, którzy są uprawnieni do zaglądania ci do każdego miejsca, a nawet to grzebania ci w środku. Nawet pielęgniarek, które są albo tak opiekuńcze, że nie da się żyć, albo tak mają na ciebie wywalone, że pomylą zastrzyki i możesz umrzeć. Takie miałem zdanie o tych placówkach.
Ruszyłem do akademii, bo co innego mi pozostało? I tak za parę dni, gdy Sakura wydobrzeje, będę miał masę roboty, aby sprawić, by nie zamknęli jej za coś, co ja tak naprawdę zrobiłem, a ona mnie tylko kryła. Ale teraz powstaje z tego bardzo ciekawe pytanie bez odpowiedzi. Dlaczego mnie ochroniła?
<Sakura?>
Gdy policjanci wyminęli mnie mówiąc, że mogę wrócić do środka, stałem jak słup soli oparty o szybę. Co miałem zrobić? Wejść tam i dziękować, że mnie nie wydała? Czy może ją ochrzanić, że tego nie zrobiła? Nie wiedziałem co w tej sprawie mogłem zrobić. Czułem na sobie jej wzrok za szyby, ale się nie odwracałem. Stałem tak oparty z rękoma założonymi na krzyż i myślałem. Stałem tak dobry kwadrans, a jednak niczego nie wymyśliłem. Ale nie opłacało się także stać tam jak jakiś ochroniarz. Odwróciłem się i podszedłem w stronę drzwi, które otworzyłem. Dziewczyna leżała na łóżku i się nie ruszała. Usiadłem na tym samym krześle co wtedy.
- Jeszcze tu jesteś? - widocznie nie podobała jej się moja obecność, ale nie obchodziło mnie.
- Tak - powiedziałem obojętnie garbiąc się i opierając łokcie na kolanach, a na rękach głowę. Patrzyłem na nią pustym wzrokiem.
Milczałem, ona także. Ale w sumie co mieliśmy powiedzieć? Mi do głowy nic nie przyszło, oprócz tego głupiego pytania po co to zrobiła. Jednak go nie wypowiedziałem, bo były minimalne szanse, że się wytłumaczy. A Sakura co miała powiedzieć? Że przeprasza, że jest rodziną tego śmiecia? To nie jej wina, wiem to, ale dalej nie potrafiłem czuć do niej nic innego, niż zwykłą obojętność. Nie była dla mnie ani śmieciem, ani przyjacielem. Jakby była zupełnie kimś obcym, jakbym jej nie znał. Ale było inaczej.
- Nie wiem dlaczego nie wydałaś mnie... - przerwałem cisze i spojrzałem na jej twarz. Patrzyła w sufit. Oczy miała otwarte, jakby chciała widzieć, jak odchodzę. - ...ale i tak dziękuje - skończyłem. Tylko to mi przyszło do głowy.
I znowu cisza. Zamilkłem, a ona nie odpowiedziała. Zapewne siedzielibyśmy tak do końca dnia, aż by mnie nie wyprowadzili, albo ona by nie wezwała jakiegoś lekarza czy pielęgniarkę, aby mnie stąd zabrali. Wszystko jest możliwe. To, że mnie uratowała od więzienia, to nie znaczy, że nagle stanę się jej przyjacielem. Co się stało, już się nie odstanie.
I tak mijały sekundy, a wraz z nimi minuty. Odezwałem się ponownie po dziesięciu minutach, gdyż dobrze wiedziałem, że bezczynne siedzenie tutaj nic by nie dało. Wstałem i ostatni raz spojrzałem na jej bladą twarz i oczy, które mówiły, aby stąd wypier*alał.
- Odwdzięczę się. Nie lubię mieć długów - oznajmiłem, po czym skierowałem się do wyjścia.
Jaki miałem zamiar? Po prostu się odwdzięczyć jak to jej powiedziałem. A jak? Normalnie. Postaram się, aby nie trafiła do więzienia za zabicie swego brata. Chociaż tak czy siak nie mają żadnych podstaw, ani dowodów, że to ona go zabiła. Może i była rzekomo jedyną osobą, jaka była w momencie, gdy on tracił życie, ale także nie ma nigdzie odcisków palców. Może jedynie na tym nożu, ale on nie umarł od wbicia ostrza w udo i lekarze to potwierdzą. Prędzej będą musieli udowodnić, że est ona jakimś demonem. W końcu on został rozszarpany na kawałki, nawet bez dotykania go. Tak więc zapewne stwierdzą, że Sakura jest demonem. Ale badanie tego nie potwierdzą, a ja tylko przypilnuje, aby jej nie wrobili, bo oni są do wszystkiego zdolni. Na samym końcu jak znam życie, powiedzą, że kłamała. Będą ją mieli na obserwacji, ale nie za kratkami. Będzie normalnie żyła, ale co jakiś czas zapewne będzie musiała rozmawiać z psychiatra, albo funkcjonariuszami, aby wydała się prawda. A co będzie dalej, to się zobaczy. Przecież jej nie zabije, jedynie tylko ona może mnie wydać organom prawa i mnie skazać na śmierć.
Wyszedłem z tego okropnego miejsca. Nienawidziłem nigdy szpitali. Budynków, gdzie często cie przetrzymują wbrew twej woli. Lekarzy, którzy są uprawnieni do zaglądania ci do każdego miejsca, a nawet to grzebania ci w środku. Nawet pielęgniarek, które są albo tak opiekuńcze, że nie da się żyć, albo tak mają na ciebie wywalone, że pomylą zastrzyki i możesz umrzeć. Takie miałem zdanie o tych placówkach.
Ruszyłem do akademii, bo co innego mi pozostało? I tak za parę dni, gdy Sakura wydobrzeje, będę miał masę roboty, aby sprawić, by nie zamknęli jej za coś, co ja tak naprawdę zrobiłem, a ona mnie tylko kryła. Ale teraz powstaje z tego bardzo ciekawe pytanie bez odpowiedzi. Dlaczego mnie ochroniła?
<Sakura?>
środa, 17 sierpnia 2016
Od Sakury Cd. Isao
Nie zwracałam na chłopaka zbytniej uwagi, do czasu gdy nie wypowiedział tego jednego zdania. Łzy wtedy same napłynęły mi do oczu, a ja odwróciłam się do niego.
- Tak? Przecież wyjście jest takie łatwe... - szepnęłam.
Isao popatrzył na mnie pytająco, tak jakby zupełnie nie wiedział o co chodzi. Myślałam, że wybuchnę, że rozpadnę się zaraz na miliard małych kawałeczków., przez to, że udaje tą swoją niepamięć.
- Wyjdź tak jak wtedy... Tak jak wtedy gry umierałam! To tylko dla zemsty tak?! - jęknęłam głośno, podrywając się do siadu.
Poczułam rozrywający ból w klatce, przez który opadłam na poduszki. Rany dawały o sobie znak, tak samo jak pretensja do siedzącego obok jasnowłosego. Zacisnęłam powieki w grymasie bólu, gdy nagle usłyszałam jak ktoś wchodzi do sali. Od razu przeniosłam tam wzrok, lecz ku mojemu nieszczęściu ujrzałam w drzwiach dwóch funkcjonariuszy.
- Dzień dobry, czy możemy poprosić pana na chwilę na zewnątrz? - zapytał mężczyzna z wyższym stopniem.
Isao bez słowa wyszedł na zewnątrz, jednak ustał przy szybie, najpewniej chcąc przysłuchiwać się rozmowie. Ja natomiast, ułożyłam się wygodnie, wskazując policjantom miejsce obok.
- Chcielibyśmy zadać parę pytań.
- Słucham - odparłam spokojnie.
Brunet stojący obok, wyjął notes, bacznie mi się przyglądając. Czułam gdzieś w środku jakie pytania zostaną mi zadane, przez co pierwsze mnie w sumie nie zaskoczyło.
- Jeżeli dobrze pamiętam to był twój brat, powiedź mi jednak dlaczego tam się znaleźliście.
- Zostałam przez niego porwana.
- Akurat przez niego?
- Czy to dziwne? Gdyby pan wiedział co się działo w domu, nie byłoby takiego zdziwienia - odpowiedziałam spokojnie.
- A co się działo w domu?
Przełknęłam ślinę, spoglądając na stojącego za szkłem kolegę. Odetchnęłam głośno, mówiąc wszystko na wydechu:
- Znęcano się nade mną fizycznie, psychicznie jak i seksualnie - jęknęłam, zasłaniając się kołdrą.
Zanim jednak zanurzyłam się w pierzynie, widziałam lekko zdziwioną minę Isao. Co tu się dziwić, że tylko tak zareagował, musiał po prostu widzieć gorsze rzeczy. Od razu się opanowałam, spoglądając na mundurowych.Siedzieli niewzruszeni, a jeden z nich właśnie kończył spisywać moje zdanie w notatniku.
- Ostatnie... Byłaś z nim sam na sam, czy brały w tym udział osoby trzecie?
Wtedy mnie zamurowało, czyżby się czegoś domyślili? Nie... Spojrzałam na jasnowłosego, który chyba wyczekiwał odpowiedzi.
- Byłam tam sama, nikogo więcej nie było - odparłam pewnie.
- W takim bądź razie dziękujemy.
Usłyszałam odgłos zamykanego notatnika i życzeń zdrowia, nic więcej. Czy źle zrobiłam broniąc Isao? Nie wiem... Wiem tylko, że tak mi mówiło serce, tak mi podpowiadał umysł. Tak musiało być...
<Isao?>
- Tak? Przecież wyjście jest takie łatwe... - szepnęłam.
Isao popatrzył na mnie pytająco, tak jakby zupełnie nie wiedział o co chodzi. Myślałam, że wybuchnę, że rozpadnę się zaraz na miliard małych kawałeczków., przez to, że udaje tą swoją niepamięć.
- Wyjdź tak jak wtedy... Tak jak wtedy gry umierałam! To tylko dla zemsty tak?! - jęknęłam głośno, podrywając się do siadu.
Poczułam rozrywający ból w klatce, przez który opadłam na poduszki. Rany dawały o sobie znak, tak samo jak pretensja do siedzącego obok jasnowłosego. Zacisnęłam powieki w grymasie bólu, gdy nagle usłyszałam jak ktoś wchodzi do sali. Od razu przeniosłam tam wzrok, lecz ku mojemu nieszczęściu ujrzałam w drzwiach dwóch funkcjonariuszy.
- Dzień dobry, czy możemy poprosić pana na chwilę na zewnątrz? - zapytał mężczyzna z wyższym stopniem.
Isao bez słowa wyszedł na zewnątrz, jednak ustał przy szybie, najpewniej chcąc przysłuchiwać się rozmowie. Ja natomiast, ułożyłam się wygodnie, wskazując policjantom miejsce obok.
- Chcielibyśmy zadać parę pytań.
- Słucham - odparłam spokojnie.
Brunet stojący obok, wyjął notes, bacznie mi się przyglądając. Czułam gdzieś w środku jakie pytania zostaną mi zadane, przez co pierwsze mnie w sumie nie zaskoczyło.
- Jeżeli dobrze pamiętam to był twój brat, powiedź mi jednak dlaczego tam się znaleźliście.
- Zostałam przez niego porwana.
- Akurat przez niego?
- Czy to dziwne? Gdyby pan wiedział co się działo w domu, nie byłoby takiego zdziwienia - odpowiedziałam spokojnie.
- A co się działo w domu?
Przełknęłam ślinę, spoglądając na stojącego za szkłem kolegę. Odetchnęłam głośno, mówiąc wszystko na wydechu:
- Znęcano się nade mną fizycznie, psychicznie jak i seksualnie - jęknęłam, zasłaniając się kołdrą.
Zanim jednak zanurzyłam się w pierzynie, widziałam lekko zdziwioną minę Isao. Co tu się dziwić, że tylko tak zareagował, musiał po prostu widzieć gorsze rzeczy. Od razu się opanowałam, spoglądając na mundurowych.Siedzieli niewzruszeni, a jeden z nich właśnie kończył spisywać moje zdanie w notatniku.
- Ostatnie... Byłaś z nim sam na sam, czy brały w tym udział osoby trzecie?
Wtedy mnie zamurowało, czyżby się czegoś domyślili? Nie... Spojrzałam na jasnowłosego, który chyba wyczekiwał odpowiedzi.
- Byłam tam sama, nikogo więcej nie było - odparłam pewnie.
- W takim bądź razie dziękujemy.
Usłyszałam odgłos zamykanego notatnika i życzeń zdrowia, nic więcej. Czy źle zrobiłam broniąc Isao? Nie wiem... Wiem tylko, że tak mi mówiło serce, tak mi podpowiadał umysł. Tak musiało być...
<Isao?>
czwartek, 11 sierpnia 2016
Od Ragnarok'a Cd Hanshi
Kiedy dziewczyna poszedła zacząłem się ubierać. Podczas ubierania się zobaczyłem sziszę leżącą na podłodze. Pewnie zostawił ją tam jeden z moich kumpli który ostatnio u mnie był. Po krótkim namyśle postanowiłem się z niej zaciągnąć. Kiedy to zrobiłem nie mogłem ustać na nogach. Przewróciłem się i pomyślałem: Co w tym kurwa jest? Reszte pamiętam jak przez mgłę.
<Hanshi?>
Od Tsugumi CD Reik'a
Milsza? Co za palant! Chociaż w sumie teraz jestem na jego łasce. Pozostaje mi tylko mieć nadzieję, że dotrzyma słowa. Wyszłam ze stołówki, w tym momencie zabrzmiał dzwonek obwieszczający, że rozpoczęła się kolejna lekcja. Przyspieszyłam kroku i trafiłam wreszcie do sali. Usiadłam jedno siedzenie za Reikiem i zaczęłam rozpakowywać książki.
-Przemyślałaś swoje zachowanie?-Zapytał Reik z głupią miną. Zignorowałam go i usiadłam w ławce, zajmując się zapisywaniem tematu lekcji.
<Reik?>
-Przemyślałaś swoje zachowanie?-Zapytał Reik z głupią miną. Zignorowałam go i usiadłam w ławce, zajmując się zapisywaniem tematu lekcji.
<Reik?>
Od Reik'a Cd Tsugumi
Oczywiście przez całą naszą rozmowę nie byłem zbyt poważny. Chciałem po prostu jak najbardziej zdenerwować Tsugumi. Po tym jak kopneła mnie w kolano znowu przełożyła mi nóż do gardła. Zacząłem się śmiać.
-Naprawdę myślisz że zrobisz mi coś tą mgiełką?
Odskoczyłem.
-Jeżeli chcesz żeby to zdjęcie nie ujżało światła dziennego to radziłbym ci być trochę milszą.-Powiedziałem po czym wyszedłem ze stołówki.
-Naprawdę myślisz że zrobisz mi coś tą mgiełką?
Odskoczyłem.
-Jeżeli chcesz żeby to zdjęcie nie ujżało światła dziennego to radziłbym ci być trochę milszą.-Powiedziałem po czym wyszedłem ze stołówki.
Od Isao
- Mówiłem ci, żebyś nie zaczynał - puszczam na ziemię półmartwego mężczyznę, trochę ode mnie starszego. W tej chwili leżał oszołomiony na cemencie, w jednej z tych ciemnych uliczek w środku nocy, a to tylko dlatego, że zachciało mu się być pedofilem i za swój cel wybrał niby słabego chłopaka, który był demonem.
Przemieniam się i zostawiam prawie że zmasakrowane ciało, nie wzywając pomocy i wychodzę na zwykły chodnik. Jest środek nocy, więc spokojnie idę przed siebie, aż do liceum. Gdy tam docieram, zapadam w sen.
Od samego rana trąbią o jakimś mordercy. A dokładniej o mnie, chociaż tego nie wiedzą. Cała szkoła o tym huczy. Ciągle rozmawiają tylko o zmasakrowanym ciele mężczyzny, którego znalazła stara kobieta, wyrzucająca śmieci. Ja na ich miejscu bym się cieszył, że na świecie jest już o jednego pedofila mniej. Nie wiadomo co by się stało, gdyby mnie tam nie było.
- Isao Subaru! - z namysłu wyrywa mnie krzyk srogiego nauczyciela, oraz walnięcie książkami w ławkę. Podnoszę na niego leniwie wzrok, a ten karci mnie samym spojrzeniem. - Skup się - marszczy brwi, a gdy tylko odchodzi, a mój wzrok podąża za nim, wracam do myślenia. Ponownie zwracam głowę ku oknu obok siebie i patrzę na zielony ogród.
Po chwili drzwi otwierają się z nagłym hukiem, a do sali wpada jakaś dziewczyna. Przeprosiła za spóźnienie, a następnie usiadła za mną, w pustej ławce przy oknie. Nie zwróciłem na nią większej uwagi, tylko wróciłem do spoglądania przez okno.
Dzwonek to nowe życie, gdy ratuje komuś skórę, przed jedynką. I taki życiem było dla jakiegoś chłopaka, który gdy tylko usłyszał ten dźwięk, szybko się spakował i jako pierwszy wybiegł z klasy. Ja wychodziłem prawie że jako ostatni, gdyż mi się nie śpieszyło. Gdy zacząłem wkładać książki do plecaka, podeszła do mnie tamta spóźniona dziewczyna.
- Chcesz czegoś, że tak nade mną sterczysz? - pytam spokojnym głosem, chociaż samo zdanie wydaje się być oschłe, pozbawione uczuć, jakby wredne, jakby miało za zadanie odtrącić przybysza. Podnoszę się z krzesła i patrzę na dziewczynę.
<Dziewczyno?>
Przemieniam się i zostawiam prawie że zmasakrowane ciało, nie wzywając pomocy i wychodzę na zwykły chodnik. Jest środek nocy, więc spokojnie idę przed siebie, aż do liceum. Gdy tam docieram, zapadam w sen.
Od samego rana trąbią o jakimś mordercy. A dokładniej o mnie, chociaż tego nie wiedzą. Cała szkoła o tym huczy. Ciągle rozmawiają tylko o zmasakrowanym ciele mężczyzny, którego znalazła stara kobieta, wyrzucająca śmieci. Ja na ich miejscu bym się cieszył, że na świecie jest już o jednego pedofila mniej. Nie wiadomo co by się stało, gdyby mnie tam nie było.
- Isao Subaru! - z namysłu wyrywa mnie krzyk srogiego nauczyciela, oraz walnięcie książkami w ławkę. Podnoszę na niego leniwie wzrok, a ten karci mnie samym spojrzeniem. - Skup się - marszczy brwi, a gdy tylko odchodzi, a mój wzrok podąża za nim, wracam do myślenia. Ponownie zwracam głowę ku oknu obok siebie i patrzę na zielony ogród.
Po chwili drzwi otwierają się z nagłym hukiem, a do sali wpada jakaś dziewczyna. Przeprosiła za spóźnienie, a następnie usiadła za mną, w pustej ławce przy oknie. Nie zwróciłem na nią większej uwagi, tylko wróciłem do spoglądania przez okno.
Dzwonek to nowe życie, gdy ratuje komuś skórę, przed jedynką. I taki życiem było dla jakiegoś chłopaka, który gdy tylko usłyszał ten dźwięk, szybko się spakował i jako pierwszy wybiegł z klasy. Ja wychodziłem prawie że jako ostatni, gdyż mi się nie śpieszyło. Gdy zacząłem wkładać książki do plecaka, podeszła do mnie tamta spóźniona dziewczyna.
- Chcesz czegoś, że tak nade mną sterczysz? - pytam spokojnym głosem, chociaż samo zdanie wydaje się być oschłe, pozbawione uczuć, jakby wredne, jakby miało za zadanie odtrącić przybysza. Podnoszę się z krzesła i patrzę na dziewczynę.
<Dziewczyno?>
środa, 10 sierpnia 2016
Od Hanshi - Cd. Haruki
Westchnęłam cicho, przekładając jednorazówkę z prawej dłoni do lewej.
Nie było o czym rozmawiać, a Haruka - najwidoczniej - nie był zbyt
rozgadany. Może to i nawet lepiej..? Chwilę względnego spokoju przerwał
dreszcz, który nagle mnie przeszedł. I zdecydowanie nie było to
spowodowane chłodem. Zatrzymałam się i rozejrzałam. Ciemnowłosy poczuł
zapewne to samo, gdyż niespodziewanie zacisnął pięść. Że też akurat
teraz łuk został w szafie.. Jeśli zginę, to będę nawiedzać Reik'a i
dźgać go ołówkami..
- To był demon? - zapytał chłopak. Wzruszyłam ramionami. Sama nie miałam pojęcia co to było. Może tylko nam się wydawało..? Nie, to nie miało sensu. Zobaczyłam jakąś ciemną postać, która z zawrotną prędkością nas ominęła. Cofnęłam się pół kroku i wzięłam do ręki mały kamyk.
- Myślisz, że to ci coś da? - zaśmiał się ironicznie.
- Jeśli trafi się w dobre miejsce.. - odparłam, mrużąc oczy. Raz jeszcze rozejrzałam się, aby być pewną, że coś tu jednak jest. I nie wydawało mi się. Coś czaiło się w cieniu drzew.
< Harukaaa? >
- To był demon? - zapytał chłopak. Wzruszyłam ramionami. Sama nie miałam pojęcia co to było. Może tylko nam się wydawało..? Nie, to nie miało sensu. Zobaczyłam jakąś ciemną postać, która z zawrotną prędkością nas ominęła. Cofnęłam się pół kroku i wzięłam do ręki mały kamyk.
- Myślisz, że to ci coś da? - zaśmiał się ironicznie.
- Jeśli trafi się w dobre miejsce.. - odparłam, mrużąc oczy. Raz jeszcze rozejrzałam się, aby być pewną, że coś tu jednak jest. I nie wydawało mi się. Coś czaiło się w cieniu drzew.
< Harukaaa? >
Od Haruki - Cd. Hanshi
Siedzieliśmy chwilę w milczeniu. W końcu był nasz przystanek. Przepychając się między ludźmi, dotarłem do drzwi. Wyszedłem na zewnątrz i wciągnąłem do płuc ogromny haust powietrza. Było chłodne i przyjemne. Wziąłem jeszcze jeden porządny oddech i oddaliłem się w stronę liceum.
Nagle dopędziła mnie Hanshi. Szliśmy obok siebie w ciszy. Nagle mnie zaczepiła:
-A ile masz lat?-Zapytała.
-Siedemnaście. Urodziny obchodzę dwudziestego czerwca-odparłem. Dziewczynie zaświeciły się oczy i rozanielona powiedziała:
-Serio? Czyli jestem dwa dni młodsza!-Ucieszyła się.
-Nieźle-powiedziałem, udając zaskoczenie.
<Hanshi?>
Nagle dopędziła mnie Hanshi. Szliśmy obok siebie w ciszy. Nagle mnie zaczepiła:
-A ile masz lat?-Zapytała.
-Siedemnaście. Urodziny obchodzę dwudziestego czerwca-odparłem. Dziewczynie zaświeciły się oczy i rozanielona powiedziała:
-Serio? Czyli jestem dwa dni młodsza!-Ucieszyła się.
-Nieźle-powiedziałem, udając zaskoczenie.
<Hanshi?>
Zakup
Reik kupuje:
-Skryty Skarb Matki Natury (25 KR) (Ogień)
-Miecz Smoka (50 KR)
-Sztylet Skrytobójcy (40 KR)
Stan konta przed: 115
Stan konta po: 0 Bogactwo kurwa!
Hanshi kupuje:
-Łuk Przymierza (55 KR)
Stan konta przed: 85
Stan konta po: 30
-Skryty Skarb Matki Natury (25 KR) (Ogień)
-Miecz Smoka (50 KR)
-Sztylet Skrytobójcy (40 KR)
Stan konta przed: 115
Stan konta po: 0 Bogactwo kurwa!
Hanshi kupuje:
-Łuk Przymierza (55 KR)
Stan konta przed: 85
Stan konta po: 30
Od Tsugumi CD Reik'a
-Reik, mógłbyś pójść na przerwie na stołówkę?-Poprosiłam, udając spokojny ton. Reik był chyba zdezorientowany, ale krótko kiwnął głową. Kilka minut wyczekiwania i... Nareszcie przerwa. Poszłam we wskazane przedtem miejsce, czekając na Reik'a. W końcu się pojawił. Uśmiechnęłam się, udając, że nic nie zamierzam. Kiedy przeszedł przez próg, sięgnęłam do plecaka po nóż motylkowy i losowe ASG. Wylosował się zwykły Colt. Zawsze coś. Skierowałam obie bronie w jego stronę.
-Gadaj, co zrobiłeś z tym zdjęciem?-Wywarczałam. Położyłam rękę na jego plecach, wciąż stojąc naprzeciw niego. Nóż motylkowy przybliżyłam do jego klatki piersiowej.
-Jeszcze nic-bronił się.
-Jeszcze?-Uniosłam się. Co on sobie wyobraża?
-Chyba nie myślisz, że zrobiłem Ci to zdjęcie bez powodu? Muszę mieć z tego jakieś uciechy. Chociażby psychiczne, albo...-Uciął.
-Albo?-Warknęłam.
-Ekhem. Wracając, to muszę mieć z tego jakieś uciechy psychiczne, albo cielesne-uniósł brwi wymownie. Tym razem nie wytrzymałam i sprzedałam mu cios z pięści w policzek.
-Co ty sobie wyobrażasz, cholerny zboczeńcu?!-Wydarłam się, kopiąc go w kolano.
<Reik?>
-Gadaj, co zrobiłeś z tym zdjęciem?-Wywarczałam. Położyłam rękę na jego plecach, wciąż stojąc naprzeciw niego. Nóż motylkowy przybliżyłam do jego klatki piersiowej.
-Jeszcze nic-bronił się.
-Jeszcze?-Uniosłam się. Co on sobie wyobraża?
-Chyba nie myślisz, że zrobiłem Ci to zdjęcie bez powodu? Muszę mieć z tego jakieś uciechy. Chociażby psychiczne, albo...-Uciął.
-Albo?-Warknęłam.
-Ekhem. Wracając, to muszę mieć z tego jakieś uciechy psychiczne, albo cielesne-uniósł brwi wymownie. Tym razem nie wytrzymałam i sprzedałam mu cios z pięści w policzek.
-Co ty sobie wyobrażasz, cholerny zboczeńcu?!-Wydarłam się, kopiąc go w kolano.
<Reik?>
Punkty
W tym poście każdemu zostaną rozdane punkty ^^
Punkty rozdawane są 10.08.16 o godz. 21:23
Akihito (0) - 0
Ayano (0) - 0
Columbiana (1) - 5
Cuttle (0) - 0
Gou (4) - 20
Hanshi (10) - 50
Haruka (4) - 20
Hiro (3) - 15
Ira (2) - 10
Isao (10) - 50
Katrins (5) - 25
Lucypher (6) - 30
Misaki (5) - 25
Mitsu (2) - 10
Otoha (4) - 20
Ragnarok (7) - 35
Ravenis (4) - 20
Reik (17) - 85
Rikanane (6) - 30
Rin (10) - 50
Sakura (8) - 40
Shiro (2) - 10
Soul (3) - 15
Takero (1) - 5
Tsugumi (13) - 65
Punkty rozdawane są 10.08.16 o godz. 21:23
Akihito (0) - 0
Ayano (0) - 0
Columbiana (1) - 5
Cuttle (0) - 0
Gou (4) - 20
Hanshi (10) - 50
Haruka (4) - 20
Hiro (3) - 15
Ira (2) - 10
Isao (10) - 50
Katrins (5) - 25
Lucypher (6) - 30
Misaki (5) - 25
Mitsu (2) - 10
Otoha (4) - 20
Ragnarok (7) - 35
Ravenis (4) - 20
Reik (17) - 85
Rikanane (6) - 30
Rin (10) - 50
Sakura (8) - 40
Shiro (2) - 10
Soul (3) - 15
Takero (1) - 5
Tsugumi (13) - 65
Od Hanshi - Cd. Haruki
- Aa, widziałam cię w liceum. - powiedziałam i pacnęłam się w głowę.
Stąd kojarzyłam tego chłopaka. - I mam już na głowie 3 zajęcia
dodatkowe, więc ciężko byłoby mi należeć jeszcze do klubu.
- Ro..Rozumiem. - burknął, popychając jakiegoś menela, który właśnie wsiadł do pociągu.
- Nigdy nie poznałam odpowiedzi na pewien fenomen. Czy to menel jedzie pociągiem, czy pociąg jedzie menelem..
Zauważyłam, że ciemnowłosy przygląda mi się ze zdziwieniem. Uśmiechnęłam się do niego głupio i wzruszyłam ramionami.
< Haruka? Weź wymyśl coś ambitnego XD>
- Ro..Rozumiem. - burknął, popychając jakiegoś menela, który właśnie wsiadł do pociągu.
- Nigdy nie poznałam odpowiedzi na pewien fenomen. Czy to menel jedzie pociągiem, czy pociąg jedzie menelem..
Zauważyłam, że ciemnowłosy przygląda mi się ze zdziwieniem. Uśmiechnęłam się do niego głupio i wzruszyłam ramionami.
< Haruka? Weź wymyśl coś ambitnego XD>
Od Reik'a Cd Tsugumi
-Co za suka... Uratowałem ją a ona mnie tak poprostu zostawiła... W sumie to nie ma co się dziwić...-Powiedziałem wyciągając telefon z kieszeni.-Hehehe... Ale to ja wygrałem...
Nigdy w życiu nie byłem tak zmaltretowany... Ale przynajmniej byłem choć trochę szczęśliwy.
~~~Następny dzień~~~
Kiedy wyszedłem ze szpitala było popołudnie. Wycieczka już się skończyła więc od razu zacząlem iść w stronę szkoły, patrząc się na zdjęcie Tsugumi które było na moim telefonie. Cały czas zastanawiałem się co z nim zrobię. Mogłem do niego zwalić, wrzucić do internetu żeby zobaczył je cały świat, szantażować nim Tsugumi albo nie robić z nim nic. Mogłem też zrobić wszystko naraz... Heh... Po kilku minutach byłem już w szkole. Załapałem się akurat na ostatnią lekcję. Usiadłem w ławce obok Tsugumi która dosyć zdziwiła się że usiadłem akurat w tym miejscu.
-Czego chcesz zboczeńcu?-Szepnęła do mnie.
W ramach odpowiedzi pokazałem jej zdjęcie na swoim telefonie. Nie bałem się że go rozwali i nie będę miał jej zdjęcia. Dlaczego? Bo zapisałem to zdjęcie w paru miejscach i nikt nie ma do tych nich dostępu. Oprócz mnie rzecz jasna. Kiedy pokaząłme jej to zdjęcie zrobiła się cała czerwona.
<Tsugumi? ^^>
Nigdy w życiu nie byłem tak zmaltretowany... Ale przynajmniej byłem choć trochę szczęśliwy.
~~~Następny dzień~~~
Kiedy wyszedłem ze szpitala było popołudnie. Wycieczka już się skończyła więc od razu zacząlem iść w stronę szkoły, patrząc się na zdjęcie Tsugumi które było na moim telefonie. Cały czas zastanawiałem się co z nim zrobię. Mogłem do niego zwalić, wrzucić do internetu żeby zobaczył je cały świat, szantażować nim Tsugumi albo nie robić z nim nic. Mogłem też zrobić wszystko naraz... Heh... Po kilku minutach byłem już w szkole. Załapałem się akurat na ostatnią lekcję. Usiadłem w ławce obok Tsugumi która dosyć zdziwiła się że usiadłem akurat w tym miejscu.
-Czego chcesz zboczeńcu?-Szepnęła do mnie.
W ramach odpowiedzi pokazałem jej zdjęcie na swoim telefonie. Nie bałem się że go rozwali i nie będę miał jej zdjęcia. Dlaczego? Bo zapisałem to zdjęcie w paru miejscach i nikt nie ma do tych nich dostępu. Oprócz mnie rzecz jasna. Kiedy pokaząłme jej to zdjęcie zrobiła się cała czerwona.
<Tsugumi? ^^>
Od Tsugumi CD Reik'a
Niby trochę mu współczułam, ale dość szybko odgoniłam od siebie te myśli. Niedźwiedź dość szybko sobie poszedł, a Reik leżał pół martwy na ziemi, wydając z siebie dziwne jęki. Przybliżyłam się do niego i położyłam mu buta na głowie.
-Jeszcze raz zrobisz mi zdjęcie bez ciuchów, to odetnę Ci łeb, jasne?-Złapałam go za grzywkę i odchyliłam jego głowę mocno do tyłu.
-Zobaczymy, czy będzie okazja-uśmiechnął się dziwnie, po czym uniósł i opuścił brwi kilka razy. Kopnęłam go w twarz dość lekko i poszłam naprzód. Nie wiedziałam, gdzie idę, ale wiedziałam, że gdybym nic nie zrobiła, moja wypowiedź nie zabrzmiałaby tak poważnie.
<Reiku?>
-Jeszcze raz zrobisz mi zdjęcie bez ciuchów, to odetnę Ci łeb, jasne?-Złapałam go za grzywkę i odchyliłam jego głowę mocno do tyłu.
-Zobaczymy, czy będzie okazja-uśmiechnął się dziwnie, po czym uniósł i opuścił brwi kilka razy. Kopnęłam go w twarz dość lekko i poszłam naprzód. Nie wiedziałam, gdzie idę, ale wiedziałam, że gdybym nic nie zrobiła, moja wypowiedź nie zabrzmiałaby tak poważnie.
<Reiku?>
Od Haruki CD Otohy
Nie byłem zbyt wielkim fanem piłki nożnej. Umiem w nią całkiem nieźle grać, a oprócz tego wzrost trochę ułatwia panowanie nad piłką, ale zdecydowanie wolę pływanie. Wstałem niechętnie i czekałem, aż nauczyciel poda piłkę. Wuefista poszedł do składziku i rzucił nam piłkę. Podzieliliśmy się na drużyny. W mojej drużynie była między innymi Gou i Lucypher. Z przeciwnej drużyny nie kojarzyłem praktycznie nikogo, oprócz Hanshi. Wiedziałem jednak, że dziewczyna, która siedziała przed chwilą obok mnie, jest moim przeciwnikiem. Zaczął się mecz. Najpierw Gou miała piłkę, ale potem podała ją do mnie. Przyjąłem ją lewą nogą i po chwili namysłu, ominąłem kilkanaście osób i podałem piłkę do Lucyphera. Ten dość szybko kopnął ją w stronę Gou, jednak między nimi była duża luka, a właśnie ten moment wykorzystała ta dziewczyna, która siedziała obok mnie. Zmarszczyłem brwi i podbiegłem do dziewczyny. Była dość niska, więc łatwo odebrałem jej piłkę i pobiegłem w stronę ich bramki.
Z całej siły wpakowałem piłkę do bramki.
-Jak... To?-Zapytała nieznajoma.
-Normalnie-odparłem beznamiętnie.
<Otoha?>
Z całej siły wpakowałem piłkę do bramki.
-Jak... To?-Zapytała nieznajoma.
-Normalnie-odparłem beznamiętnie.
<Otoha?>
wtorek, 9 sierpnia 2016
Od Haruki CD Hanshi
Bez słowa wyciągnąłem z plecaka małą papierową torebkę i trzymając ją w jednej ręce, odrzekłem:
-Byłem w sklepie spożywczym, żeby kupić bułki z mięsem. Nie chciałem wracać na piechotę, więc zdecydowałem się na pociąg.
-To prawie jak ja. Potrzebowałam nowego stroju na WF, bo stary wyglądał jak szmatka do wycierania podłogi-odparła z uśmiechem. Torebka, którą trzymałem w ręce, była wciąż ciepła. Wyciągnąłem jedną bułkę i włożyłem ją do ust.
-Chcesz jedną?-Wskazałem na opakowanie. Hanshi uśmiechnęła się dziwnie i kiwnęła głową. Wzięła na chwilę do rąk opakowanie, wyciągnęła jedną bułkę, po czym zawinęła brzeg torebki w mały rulon i oddała mi torebkę.
-Dzięki-uśmiechnęła się znów i wgryzła się w bułkę. Skąd w niej tyle entuzjazmu?
-Należysz do jakiegoś klubu w szkole?-Zapytałem. Hanshi, ze względu na to, że w ustach miała bułkę, pokręciła głową.
-A ty?-Zapytała z pełnymi ustami, przez co trudno było ją zrozumieć.
-Jestem w klubie pływackim-odparłem.
<Hanshi?>
-Byłem w sklepie spożywczym, żeby kupić bułki z mięsem. Nie chciałem wracać na piechotę, więc zdecydowałem się na pociąg.
-To prawie jak ja. Potrzebowałam nowego stroju na WF, bo stary wyglądał jak szmatka do wycierania podłogi-odparła z uśmiechem. Torebka, którą trzymałem w ręce, była wciąż ciepła. Wyciągnąłem jedną bułkę i włożyłem ją do ust.
-Chcesz jedną?-Wskazałem na opakowanie. Hanshi uśmiechnęła się dziwnie i kiwnęła głową. Wzięła na chwilę do rąk opakowanie, wyciągnęła jedną bułkę, po czym zawinęła brzeg torebki w mały rulon i oddała mi torebkę.
-Dzięki-uśmiechnęła się znów i wgryzła się w bułkę. Skąd w niej tyle entuzjazmu?
-Należysz do jakiegoś klubu w szkole?-Zapytałem. Hanshi, ze względu na to, że w ustach miała bułkę, pokręciła głową.
-A ty?-Zapytała z pełnymi ustami, przez co trudno było ją zrozumieć.
-Jestem w klubie pływackim-odparłem.
<Hanshi?>
Od Hanshi CD Haruki
Wyszłam z galerii, niosąc w ręce nowy strój na WF. Tamten całkowicie się
sprał i podkoszulek wyglądał gorzej, niż spadochron. Temperatura jednak
spadła dość nisko, i nie chciałam wracać na piechotę. W duchu
dziękowałam ludziom, którzy wpadli na pomysł wybudowania stacji
kolejowej tuż obok sklepu. Wepchnęłam się do pociągu, zanim był tam
tłum. Jednak na następnych "przystankach" wsiadało coraz to więcej
ludzi, którzy nawet nie mieli manier. Przepychali się, darli się na
siebie nawzajem i deptali innych. Głównie mnie - małą osóbkę, schowaną
(a raczej wepchniętą) gdzieś w kąt. Czasem nachodziła mnie chęć
strzelania do każdego po kolei, jednak równie szybko przechodziła. Po
jakimś czasie krzyczenia na ludzi, którzy się na mnie wpychali, dostał
się do mnie jakiś chłopak. Co mu przyszło z trudem. Zapytał się mnie o
imię, po czym wziął głęboki wdech. Choć nie wiem, czy mu to coś dało.
- Hanshi. - odpowiedziałam, uśmiechając się lekko, po czym kopnęłam jakiegoś faceta, który zbyt się do mnie zbliżył.
- Ja jestem Haruka. - mruknął, patrząc morderczo na ludzi wokół nas.
- Haruka? To przypadkiem nie jest żeńskie imię?
- Zgadza się, noszę damskie imię. - odpowiedział. - A twoje imię nie znaczy "Wielki Mistrz"? - dodał, unosząc brew.
- Moi rodzice mieli dziwne gusta.. Ale tak, dokładnie. - odparłam, raz jeszcze się uśmiechając. - Swoją drogą, cóż cię sprowadza do tego czarownego miejsca, jakim jest zbyt ciasny pociąg?
< Haruka? :') >
- Hanshi. - odpowiedziałam, uśmiechając się lekko, po czym kopnęłam jakiegoś faceta, który zbyt się do mnie zbliżył.
- Ja jestem Haruka. - mruknął, patrząc morderczo na ludzi wokół nas.
- Haruka? To przypadkiem nie jest żeńskie imię?
- Zgadza się, noszę damskie imię. - odpowiedział. - A twoje imię nie znaczy "Wielki Mistrz"? - dodał, unosząc brew.
- Moi rodzice mieli dziwne gusta.. Ale tak, dokładnie. - odparłam, raz jeszcze się uśmiechając. - Swoją drogą, cóż cię sprowadza do tego czarownego miejsca, jakim jest zbyt ciasny pociąg?
< Haruka? :') >
Od Haruki
Zadrżałem z zimna i wsiadłem do ciasnego pociągu. Akurat wracałem ze sklepu, ale jak to wieczorem bywa - było bardzo zimno, więc zdecydowałem się zapłacić te kilkanaście jenów, bo wiem, że gdybym tego nie zrobił, prawdopodobnie bym zamarzł. W pociągu był niezły ścisk. W pewnym momencie usłyszałem dziwny dźwięk, który określiłbym jako skrócony śpiew gwałconego walenia. Rozejrzałem się dookoła, zdejmując z uszu słuchawki. Do moich uszu po kilku sekundach dotarło krótkie "przesuń się pan!", a następnie "rusz dupę!". Szybko stwierdziłem, że mówiła to jakaś dziewczyna. Zrobiłem mały krok w stronę źródła dźwięku i zauważyłem dziewczynę. Była wręcz wgnieciona w szybę. Jako, że nie miałem nic do roboty, uznałem, że z nią porozmawiam, bowiem kojarzyłem ją z liceum. Przecisnąłem się do niej z trudem i zapytałem na jednym wdechu o imię.
-Hanshi-przedstawiła się krótko z lekkim uśmiechem, a po tych słowach kopnęła chłopaka przed sobą, który oddzielał ją od możliwości ruchu.
-Uhm, ja jestem Haruka-przedstawiłem się.
-Haruka? To przypadkiem nie jest żeńskie imię?-Zaśmiała się.
-Zgadza się-odparłem krótko-noszę damskie imię.
<Hanshieł?>
-Hanshi-przedstawiła się krótko z lekkim uśmiechem, a po tych słowach kopnęła chłopaka przed sobą, który oddzielał ją od możliwości ruchu.
-Uhm, ja jestem Haruka-przedstawiłem się.
-Haruka? To przypadkiem nie jest żeńskie imię?-Zaśmiała się.
-Zgadza się-odparłem krótko-noszę damskie imię.
<Hanshieł?>
Od Isao cd. Sakury
Patrzyłem jak karetka z Sakurą zakutą w kajdanki na łóżku odjeżdża. Po prostu tylko się temu przyglądałem, jak wyciągają martwe ciało chłopaka, jak wozy policyjne odjeżdżają, jak policjanci przeprowadzają „wywiad” z ludźmi, którzy akurat znajdowali się tuż obok. Nic więcej nie robiłem, gdy stałem w tym momencie na dachu, już jako zwykły człowiek. Nie potrafiłem jakoś normalnie spojrzeć na tą dziewczynę, która tak czy siak nie była niczemu winna. Tym samym w żaden sposób jej nie współczułem. Mówi się trudno. Ona nie odzyska brata, ja nie odzyskam Kichi. Taka kolej losu.
Zszedł z dachu i wróciłem do akademika. Bez żadnych słów czy czynów resztę dnia przesiedziałem przez telewizorem, by na samym końcu wziąć długi i chłodny prysznic.
I znowu sen o Kichi. Tym razem znajdowaliśmy się na basenie. Znów mogłem ją dotknąć, poczuć smak słodkich ust, usłyszeć ten radosny śmiech, spojrzeć na jej piękne ciało, na radosną twarz i piękne oczy. A po chwili wszyscy zniknęli, razem z nią. Szukałem jej. Znalazłam się w ciemnej piwnicy, gdzie znalazłem ją powieszoną na zwykłej linie. Jej nogi i ręce zwisały bezwładnie, głowę miała przechyloną w lewą stronę, oczy zamknięte, usta otwarte, z której leciała krew. A za nią stał ten mężczyzna. Zaatakowałem go, a gdy wbiłem w niego miecz, który pojawił się w moich dłoniach, jego twarz zmieniła się w twarz Sakury. Patrzyła na mnie przerażonym wzrokiem, miała rany na ciele. Wyglądała dokładnie tak samo jak wtedy, ta krew, cięte rany, siniaki, podkrążone i zakrwawione oczy… Dokładnie tak samo.
I koniec snu. Wszyscy zginęli, nawet Sakura z moich rąk.
Zamiast iść na normalne lekcje, zaszedłem do szpitala, w którym leżała owa dziewczyna. A raczej stanąłem przed budynkiem i patrzyłem na niego z brzydzeniem. Nie dość, że nienawidzę szpitali i lekarzy, to jeszcze leżała tam Sakura. Ale przecież nie mogłem jej zostawić w takim stanie. Tym bardziej, że nie mogłem jej ufać. Zostanie oskarżona o morderstwo, jednak jedyne co mogą jej udowodnić, to wbicie tego noża w jego udo, gdyż zostały tam jej odciski palców. Będą szukali winnego, jednak go nie znajdą. Zabiłem go bez dotykania jego, nie mają moich odcisków. Nic, jestem czysty. Ale nie ona. Jeśli nikogo nie znajdą, to ona wyląduje w zamknięciu, nawet jeśli niczego jej nie udowodnią. Mordercę za wszelką cenę muszą znaleźć, nawet, jeśli to nie ten. A co do nie ufności… zawsze mogła mnie wydać. Powiedzieć, że to ja go zabiłem, że to ja jestem demonem. I wtedy już nigdzie nie zaznam spokoju. Tak czy siak, po kilku minutach bezczynnego stania, wszedłem do środka. Pielęgniarka wpierw nie chciała mnie dopuścić do odwiedzin. Sądziła, że dziewczyna jest zbyt wykończona, a ja nie jestem z jej rodziny. Jednak po paru minutach kłótni i paru kłamstw, powiedziała mi, w której sali leży. Był to numer dziesięć, na drugim piętrze. Wszedłem do schodach i wzrokiem odszukałem liczby dziesięć, która miała się mieścić na których drzwiach na drugim piętrze. I w końcu znalazłem ją. Spojrzałem na nią za szyby. Miała otwarte oczy, jednak patrzyła w sufit. Była podłączona do kilku kabelków, obok łóżka stała kroplówka oraz krzesło. Po ubraniu jakiegoś niebieskiego worka, wszedłem do środka. Automatycznie spojrzała na mnie i gdy tylko zobaczyłam moją osobę, zmarszczyła brwi.
- Czego chcesz? – odwróciła głowę, a jej głos był suchy, obojętny, chociaż wiedziałem, że cierpi. Nie zważając na jej ton, usiadłem obok jej łóżka na krześle, jakby w rzeczywistości cieszyła się z mojego przyjścia.
- Jak się czujesz? – odpowiedziałem pytaniem na pytanie, a ona zamilkła.
Cisza. Nie odzywała się przez parę minut. Wiedziałem, że chce, abym jak najszybciej stąd wyszedł. Jednak ja siedziałem na tym cholernym krześle i czekałem na jej odpowiedź, która raczej nie miała nastąpić.
- Ty wiesz, że nie wyjdę – oznajmiłem jej z obojętnością w głosie, opierając się o oparcie i dalej przyglądając się dziewczynie, która była odwrócona ode mnie plecami.
<Sakura?>
Zszedł z dachu i wróciłem do akademika. Bez żadnych słów czy czynów resztę dnia przesiedziałem przez telewizorem, by na samym końcu wziąć długi i chłodny prysznic.
I znowu sen o Kichi. Tym razem znajdowaliśmy się na basenie. Znów mogłem ją dotknąć, poczuć smak słodkich ust, usłyszeć ten radosny śmiech, spojrzeć na jej piękne ciało, na radosną twarz i piękne oczy. A po chwili wszyscy zniknęli, razem z nią. Szukałem jej. Znalazłam się w ciemnej piwnicy, gdzie znalazłem ją powieszoną na zwykłej linie. Jej nogi i ręce zwisały bezwładnie, głowę miała przechyloną w lewą stronę, oczy zamknięte, usta otwarte, z której leciała krew. A za nią stał ten mężczyzna. Zaatakowałem go, a gdy wbiłem w niego miecz, który pojawił się w moich dłoniach, jego twarz zmieniła się w twarz Sakury. Patrzyła na mnie przerażonym wzrokiem, miała rany na ciele. Wyglądała dokładnie tak samo jak wtedy, ta krew, cięte rany, siniaki, podkrążone i zakrwawione oczy… Dokładnie tak samo.
I koniec snu. Wszyscy zginęli, nawet Sakura z moich rąk.
Zamiast iść na normalne lekcje, zaszedłem do szpitala, w którym leżała owa dziewczyna. A raczej stanąłem przed budynkiem i patrzyłem na niego z brzydzeniem. Nie dość, że nienawidzę szpitali i lekarzy, to jeszcze leżała tam Sakura. Ale przecież nie mogłem jej zostawić w takim stanie. Tym bardziej, że nie mogłem jej ufać. Zostanie oskarżona o morderstwo, jednak jedyne co mogą jej udowodnić, to wbicie tego noża w jego udo, gdyż zostały tam jej odciski palców. Będą szukali winnego, jednak go nie znajdą. Zabiłem go bez dotykania jego, nie mają moich odcisków. Nic, jestem czysty. Ale nie ona. Jeśli nikogo nie znajdą, to ona wyląduje w zamknięciu, nawet jeśli niczego jej nie udowodnią. Mordercę za wszelką cenę muszą znaleźć, nawet, jeśli to nie ten. A co do nie ufności… zawsze mogła mnie wydać. Powiedzieć, że to ja go zabiłem, że to ja jestem demonem. I wtedy już nigdzie nie zaznam spokoju. Tak czy siak, po kilku minutach bezczynnego stania, wszedłem do środka. Pielęgniarka wpierw nie chciała mnie dopuścić do odwiedzin. Sądziła, że dziewczyna jest zbyt wykończona, a ja nie jestem z jej rodziny. Jednak po paru minutach kłótni i paru kłamstw, powiedziała mi, w której sali leży. Był to numer dziesięć, na drugim piętrze. Wszedłem do schodach i wzrokiem odszukałem liczby dziesięć, która miała się mieścić na których drzwiach na drugim piętrze. I w końcu znalazłem ją. Spojrzałem na nią za szyby. Miała otwarte oczy, jednak patrzyła w sufit. Była podłączona do kilku kabelków, obok łóżka stała kroplówka oraz krzesło. Po ubraniu jakiegoś niebieskiego worka, wszedłem do środka. Automatycznie spojrzała na mnie i gdy tylko zobaczyłam moją osobę, zmarszczyła brwi.
- Czego chcesz? – odwróciła głowę, a jej głos był suchy, obojętny, chociaż wiedziałem, że cierpi. Nie zważając na jej ton, usiadłem obok jej łóżka na krześle, jakby w rzeczywistości cieszyła się z mojego przyjścia.
- Jak się czujesz? – odpowiedziałem pytaniem na pytanie, a ona zamilkła.
Cisza. Nie odzywała się przez parę minut. Wiedziałem, że chce, abym jak najszybciej stąd wyszedł. Jednak ja siedziałem na tym cholernym krześle i czekałem na jej odpowiedź, która raczej nie miała nastąpić.
- Ty wiesz, że nie wyjdę – oznajmiłem jej z obojętnością w głosie, opierając się o oparcie i dalej przyglądając się dziewczynie, która była odwrócona ode mnie plecami.
<Sakura?>
poniedziałek, 8 sierpnia 2016
Od Sakury Cd Isao
Widziałam jak powolnie się wykrawiał, jak jego oczy odchodzą gdzieś w dal. Czy to zrobiło na mnie wrażenie? Czy to mnie rozczuliło? Nie. Wręcz przeciwnie, ulżyło mi. Starałam się wstać, lecz nie było mi to dane. Widziałam, że Isao podchodzi, patrząc już zupełnie inaczej. Jak na śmiecia, coś co nie ma prawa bytu. Ukucnął przy mnie, jednak gdy miał mnie dotknąć, odsunął się gwałtownie i prychnął. Coś wtedy pękło.
- Tak... Zostaw.. - szepnęłam, na co ten tylko zerknął przez ramię.
Wyszedł, zamykając po sobie drzwi. Jakby nawet go tu nie było. Byli siebie warci... Mógł mnie po prostu dobić, niż zmuszając do powolnego umierania. Tylko za co? Co mu zrobiłam? Podczołgałam się do drzwi, chcąc wydostać się z tego budynku. W oddali było słychać, zbliżające się wozy policyjne. Co przyprawiło mnie o drgawki.
Już po chwili, siedziałam przy radiowozie, gdzie zmuszano mnie do picia wody. Kajdanki nie były dość mocno zaciśnięte, lecz sprawiały ból, kręopowały ruchy, przy najmniejszym poruszeniu. Widziałam go przy budynku, tą białą czuprynę przyglądającą się całej sytuacji. Oskarżona o zabójstwo brata, siedziałam na zimnej ziemi, opuszczając wzrok na ziemię.Wprowadzono mnie do karetki, gdzie od razu zaczęto opatrywać. Sygnał, kroplówka, to ostatnie co pamiętam.
<Isao?>
- Tak... Zostaw.. - szepnęłam, na co ten tylko zerknął przez ramię.
Wyszedł, zamykając po sobie drzwi. Jakby nawet go tu nie było. Byli siebie warci... Mógł mnie po prostu dobić, niż zmuszając do powolnego umierania. Tylko za co? Co mu zrobiłam? Podczołgałam się do drzwi, chcąc wydostać się z tego budynku. W oddali było słychać, zbliżające się wozy policyjne. Co przyprawiło mnie o drgawki.
Już po chwili, siedziałam przy radiowozie, gdzie zmuszano mnie do picia wody. Kajdanki nie były dość mocno zaciśnięte, lecz sprawiały ból, kręopowały ruchy, przy najmniejszym poruszeniu. Widziałam go przy budynku, tą białą czuprynę przyglądającą się całej sytuacji. Oskarżona o zabójstwo brata, siedziałam na zimnej ziemi, opuszczając wzrok na ziemię.Wprowadzono mnie do karetki, gdzie od razu zaczęto opatrywać. Sygnał, kroplówka, to ostatnie co pamiętam.
<Isao?>
niedziela, 7 sierpnia 2016
Od Isao cd. Sakury
Zobaczyłem chłopaka, od którego czułem tą morderczą woń. To tak jakby on był winny jej śmierci… Ale nie byłem tego pewny. Widziałem go pierwszy raz w życiu, nie poznałem mordercy Kichi i nigdy nie myślałem, że kiedyś go dopadnę, chociaż wiele razy marzyłem o zemście.
Sakura odsunęła się jak najdalej od niego. Zrozumiałem, że te wszystkie rany to jej sprawka. Była praktycznie całą we krwi, w pocie. Miała kilka widocznych ran, a jej twarz była blada, oczy podkrążone i zaczerwienione. Widać było jej zmęczenie, wykończenie. A krzyk chłopaka, którego przeszywał ból w udzie, rozległ się w całym tym opuszczonym barze. Na żywca wyrwał nóż ze swej nogi, po czym spojrzał na nią. Za nim rzucił w jej stronę broń, podbiegłem do niego rzucając się na jego rękę, dzięki czemu nie zdążył jej zabić.
- Kim jesteś? – odsunąłem go parę metrów od siebie. Stał opierając się na lewej zdrowej nodze, a drugą lekko ugiął pod swoim ciężarem. Uspokoił już oddech, a nóż który teraz ja trzymałem, stworzył na jego dłoni małą rysę, z której uciekało trochę krwi. Patrzył na mnie jak opętany, jednak pewny siebie. Miał uśmiech na twarzy, uśmiech zwycięscy.
- Kichi ci nie powiedziała? – to tylko mnie utwierdziło w przekonaniu, że to on ją zabił. Albo przynajmniej był przy tym i pomagał ją torturować. Zacisnąłem pięści i wyprostowałem się. – Nie mów, że nie zdążyłeś – zaśmiał się i lekko przechylił głowę na bok. Nie odzywałem się, bo co miałem mu powiedzieć? Że go nienawidzę, że go zabije? Toż on to wiedział już od samego początku. Dlatego to on kontynuował swą wypowiedź. – Wiesz, była strasznie łatwym celem, gdy wyjechałeś. Do tego taka słaba i delikatna… - nie wytrzymałem i się na niego rzuciłem. Parę ataków rękoma i nogami, on zaś wszystkie obronił. – Nie masz pojęcia jak było przyjemnie, gdy mogłem ją bezkarnie posuwać – kopnąłem go w prawą nogę, tą chorą, co poskutkowało wylądowaniem jego na ziemi. Wyjąłem wtedy pistolet i we mnie wymierzył. Byłem zmuszony odsunąć się parę kroków w tył.
- Wiem co jej robiłeś. Nie wiem czy byłeś sam, ale mnie to nie obchodzi. Chce wiedzieć tylko, dlaczego ona – patrzyłem na niego z nienawiścią. Nie mogłem uwierzyć w to, że w tej chwili stałem przez oprawcą, który teraz chciał zamordować mnie, a zapewne potem Sakur’e o której obecności już zapomniałem.
Na moje pytanie się zaśmiał.
- Jestem łowcą. Zabijam demony, a dziewczyna miała mi tylko pomóc ciebie odnaleźć. A że nie współpracowała, to sama zginęła – po tych słowach coś jakby we mnie pękło. Za nim zdążył nacisnąć spust, złapałem jego nadgarstek, łamiąc mu rękę. Jednak zdążył nacisnąć spust, przez co okaleczył mnie w brzuch. Zacisnąłem tylko zęby.
Przemieniłem się, a jego krzyk znowu się rozległ po pomieszczeniu.
- Wiesz czym są demony? – rzuciłem nic o ścianę. Usłyszałem jego jęk, po czym znowu się do niego zbliżyłem. Teraz byłem całkowicie pochłonięty przez swego demona. W tej chwili nie chciałem go zabijać. Marzyłem o tym, aby cierpiał. Tak samo jak moja ukochana.
- Potworami – chwycił rewolwer drugą ręką i nacisnął spust. Trafił mnie w ramię, tym samym jeszcze bardziej mnie denerwując. Nie zwracając uwagi na to, że zaczynam się wykrwawiać, skierowałem obie dłonie w jego stronę, po czym płynnymi, aczkolwiek delikatnymi ruchami, użyłem swej mocy tkania krwi.
- Mylisz się – mogłem podnieść jego ciało, tym samym wykręcając mu pomału obie dłoni. Jedna po drugiej, pomału, aby poczuł jak najwięcej bólu, zanim zginie z wyczerpania. Jak Kichi. – Są oni stworzeni z ludzkich wad, z ludzkiego zła – a następnie miałem się zając nogami. Pomału, palec po palcu, kosteczka po kosteczce. Powykręcałem, wykręciłem i zmiażdżyłem mu każdą kość. Taki miałem plan. A to, ze Sakura nie będzie mnie chciała już znać, to tylko jej problem. Ja nie potrzebuje przyjaciół, a tym bardziej kogoś, kto jest spokrewniony z nim. Czułem ich rodzinne połączenie, ten zapach. W pewnym stopniu zacząłem także i ją nienawidzić, ale nie miałem zamiaru jej zabijać. Nie jest niczemu winna, a że jest jego siostrą, to trudno. Poczuje do niej tylko pogardę, nic więcej. – Ty też jesteś stwórcą demonów – a na sam koniec tylko głowa. Z ust wypływało mu już mnóstwo krwi, tak więc jego sierść będzie bolesna, ale szybka. Jednak ja mu na to nie pozwolę. Umrze wtedy, gdy mu na to pozwolę.
<Sakura?>
Sakura odsunęła się jak najdalej od niego. Zrozumiałem, że te wszystkie rany to jej sprawka. Była praktycznie całą we krwi, w pocie. Miała kilka widocznych ran, a jej twarz była blada, oczy podkrążone i zaczerwienione. Widać było jej zmęczenie, wykończenie. A krzyk chłopaka, którego przeszywał ból w udzie, rozległ się w całym tym opuszczonym barze. Na żywca wyrwał nóż ze swej nogi, po czym spojrzał na nią. Za nim rzucił w jej stronę broń, podbiegłem do niego rzucając się na jego rękę, dzięki czemu nie zdążył jej zabić.
- Kim jesteś? – odsunąłem go parę metrów od siebie. Stał opierając się na lewej zdrowej nodze, a drugą lekko ugiął pod swoim ciężarem. Uspokoił już oddech, a nóż który teraz ja trzymałem, stworzył na jego dłoni małą rysę, z której uciekało trochę krwi. Patrzył na mnie jak opętany, jednak pewny siebie. Miał uśmiech na twarzy, uśmiech zwycięscy.
- Kichi ci nie powiedziała? – to tylko mnie utwierdziło w przekonaniu, że to on ją zabił. Albo przynajmniej był przy tym i pomagał ją torturować. Zacisnąłem pięści i wyprostowałem się. – Nie mów, że nie zdążyłeś – zaśmiał się i lekko przechylił głowę na bok. Nie odzywałem się, bo co miałem mu powiedzieć? Że go nienawidzę, że go zabije? Toż on to wiedział już od samego początku. Dlatego to on kontynuował swą wypowiedź. – Wiesz, była strasznie łatwym celem, gdy wyjechałeś. Do tego taka słaba i delikatna… - nie wytrzymałem i się na niego rzuciłem. Parę ataków rękoma i nogami, on zaś wszystkie obronił. – Nie masz pojęcia jak było przyjemnie, gdy mogłem ją bezkarnie posuwać – kopnąłem go w prawą nogę, tą chorą, co poskutkowało wylądowaniem jego na ziemi. Wyjąłem wtedy pistolet i we mnie wymierzył. Byłem zmuszony odsunąć się parę kroków w tył.
- Wiem co jej robiłeś. Nie wiem czy byłeś sam, ale mnie to nie obchodzi. Chce wiedzieć tylko, dlaczego ona – patrzyłem na niego z nienawiścią. Nie mogłem uwierzyć w to, że w tej chwili stałem przez oprawcą, który teraz chciał zamordować mnie, a zapewne potem Sakur’e o której obecności już zapomniałem.
Na moje pytanie się zaśmiał.
- Jestem łowcą. Zabijam demony, a dziewczyna miała mi tylko pomóc ciebie odnaleźć. A że nie współpracowała, to sama zginęła – po tych słowach coś jakby we mnie pękło. Za nim zdążył nacisnąć spust, złapałem jego nadgarstek, łamiąc mu rękę. Jednak zdążył nacisnąć spust, przez co okaleczył mnie w brzuch. Zacisnąłem tylko zęby.
Przemieniłem się, a jego krzyk znowu się rozległ po pomieszczeniu.
- Wiesz czym są demony? – rzuciłem nic o ścianę. Usłyszałem jego jęk, po czym znowu się do niego zbliżyłem. Teraz byłem całkowicie pochłonięty przez swego demona. W tej chwili nie chciałem go zabijać. Marzyłem o tym, aby cierpiał. Tak samo jak moja ukochana.
- Potworami – chwycił rewolwer drugą ręką i nacisnął spust. Trafił mnie w ramię, tym samym jeszcze bardziej mnie denerwując. Nie zwracając uwagi na to, że zaczynam się wykrwawiać, skierowałem obie dłonie w jego stronę, po czym płynnymi, aczkolwiek delikatnymi ruchami, użyłem swej mocy tkania krwi.
- Mylisz się – mogłem podnieść jego ciało, tym samym wykręcając mu pomału obie dłoni. Jedna po drugiej, pomału, aby poczuł jak najwięcej bólu, zanim zginie z wyczerpania. Jak Kichi. – Są oni stworzeni z ludzkich wad, z ludzkiego zła – a następnie miałem się zając nogami. Pomału, palec po palcu, kosteczka po kosteczce. Powykręcałem, wykręciłem i zmiażdżyłem mu każdą kość. Taki miałem plan. A to, ze Sakura nie będzie mnie chciała już znać, to tylko jej problem. Ja nie potrzebuje przyjaciół, a tym bardziej kogoś, kto jest spokrewniony z nim. Czułem ich rodzinne połączenie, ten zapach. W pewnym stopniu zacząłem także i ją nienawidzić, ale nie miałem zamiaru jej zabijać. Nie jest niczemu winna, a że jest jego siostrą, to trudno. Poczuje do niej tylko pogardę, nic więcej. – Ty też jesteś stwórcą demonów – a na sam koniec tylko głowa. Z ust wypływało mu już mnóstwo krwi, tak więc jego sierść będzie bolesna, ale szybka. Jednak ja mu na to nie pozwolę. Umrze wtedy, gdy mu na to pozwolę.
<Sakura?>
sobota, 6 sierpnia 2016
Od Sakury Cd. Isao
Silna ręka mojego oprawcy, trzymała moje ramie w żelaznym uścisku. On sam jednak szedł do przodu, ciągnąc mnie powolnie po ziemi. Szklane odłamki raniły moje ciało, zmuszając mnie do cichych jęków. Zamknął mnie gdzieś dalej, w mniejszym pokoju, uśmiechając się do mnie szyderczo. Stał nade mną, bawiąc się nożem tuż przy mojej twarzy.
- Będziesz gadać?
Na to tylko uniosłam głowę, kręcąc przecząco głową. Zamachnął się, by po chwili kopnąć mnie w brzuch. Upadłam na ziemię, czując wielki ucisk w klatce piersiowej. Zostawał po mnie krwawy ślad, który rzucał się w oczy przez jasną posadzkę. Nagłe szarpnięcie drzwi, oderwało mojego brata od obmacywania, które równało się z ranami ciętymi w miejscach gdzie przed chwilą lądowała jego ręka. Złapał mnie za włosy, podciągając trochę do góry. Przeniosłam wzrok na wrota, które z każdą chwilą coraz bardziej pękały. Poczułam na skroni, lufę pistoletu. Jeden zły ruch, a wyląduje na podłodzę z dziurą w głowie. Zauważyłam jednak nóż, wystający z buta ciemnowłosego chłopaka. Wyciągnęłam go delikatnie, chowając częściowo w rękawie. Drzwi ustąpiły a w nich pojawił się znany mi jasnowłosy uczeń.
- Miło cię widzieć, chyba już nam nie będziesz potrzebna kochanie - szpenął, przygryzając mi szyję.
- Odsuń się.
- Skończę to co zacząłem!
Jasnowłosy zaczął się zbliżać, na co ja pokręciłam przecząco głową, gdyż mocniej przycisnął pistolet do mojej głowy. Chwyciłam mocniej nóż, by już po chwili wbić go w udo kruczowłosego młodocianego przestępcy. Ostatkami sił udało mi się, usunąć od strzału. Huk wystrzału, przeszywający ból w ramieniu. Upadek na ziemię, widok rtowarzysza z mordem w oczach. Zacisnęłam powieki, zduszając łzy bólu.
<Isao?>
- Będziesz gadać?
Na to tylko uniosłam głowę, kręcąc przecząco głową. Zamachnął się, by po chwili kopnąć mnie w brzuch. Upadłam na ziemię, czując wielki ucisk w klatce piersiowej. Zostawał po mnie krwawy ślad, który rzucał się w oczy przez jasną posadzkę. Nagłe szarpnięcie drzwi, oderwało mojego brata od obmacywania, które równało się z ranami ciętymi w miejscach gdzie przed chwilą lądowała jego ręka. Złapał mnie za włosy, podciągając trochę do góry. Przeniosłam wzrok na wrota, które z każdą chwilą coraz bardziej pękały. Poczułam na skroni, lufę pistoletu. Jeden zły ruch, a wyląduje na podłodzę z dziurą w głowie. Zauważyłam jednak nóż, wystający z buta ciemnowłosego chłopaka. Wyciągnęłam go delikatnie, chowając częściowo w rękawie. Drzwi ustąpiły a w nich pojawił się znany mi jasnowłosy uczeń.
- Miło cię widzieć, chyba już nam nie będziesz potrzebna kochanie - szpenął, przygryzając mi szyję.
- Odsuń się.
- Skończę to co zacząłem!
Jasnowłosy zaczął się zbliżać, na co ja pokręciłam przecząco głową, gdyż mocniej przycisnął pistolet do mojej głowy. Chwyciłam mocniej nóż, by już po chwili wbić go w udo kruczowłosego młodocianego przestępcy. Ostatkami sił udało mi się, usunąć od strzału. Huk wystrzału, przeszywający ból w ramieniu. Upadek na ziemię, widok rtowarzysza z mordem w oczach. Zacisnęłam powieki, zduszając łzy bólu.
<Isao?>
środa, 3 sierpnia 2016
Od Isao cd. Sakury
Nowy dzień.
„Tak jak wszystko ma on początek…”
Poranne śniadanie, przygotowanie się do szkoły, ubranie się w świeże ciuchy, wyłączenie budzika… Nudy. Dlatego przejdę już do tego, co było najciekawsze tego dnia.
Za nim poszedłem do klasy, zahaczyłem o salę, w której powinna leżeć Sakury. Nie wiem, czy byłem zdziwiony jej nieobecnością, czy po prostu na to obojętny. Bo może po prostu miała dosyć szpitalnego łóżka i chciała wrócić do swojego pokoju? A może już siedzi w klasie?
Jednak nigdzie jej nie było. W klasie, na korytarzu, w ogrodzie, na salach sportowych, nawet w jej pokoju (o tym gdzie mieszka, dowiedziałem się od innej dziewczyny). Po prostu tak jakby się rozpłynęła w powietrzu. Ale jakim cudem? Aby się tego dowiedzieć, wróciłem do pielęgniarki. Ale po co ja w ogóle się nią przejmuję? Eh… problem tkwi w moich wspomnieniach. To moja wina, że Kichi nie żyje. To moja wina, że wyjechałem wtedy, gdy najbardziej mnie potrzebowała. To moja wina, że nie potrafiłem jej obronić. To moja wina, że Kichi przeżywała tortury przez wiele miesięcy, by potem odejść bez słowa pożegnania. Bez niczego, nawet nie mogła umrzeć tak, jak umierają zwykłe nastolatki. Czyli w jakimś wypadku, albo z choroby. Ona musiałam umrzeć od zwykłego wykończenia organizmu. Niby to słabo brzmi, ale wyczerpanie na śmierć, nie jestem takie proste. Do tego są potrzebne tortury. Fizyczne jak i psychiczne. U niej było tego nadmiar. Nie potrafiłem się pogodzić z jej śmiercią, nikomu nie życzyłbym czegoś takiego, co ona przeżyła. I od tamtej pory już nie potrafiłem zostawić osoby, która potrzebowała pomocy. Nawet, jeśli nie mówiła o tym wprost. A taką osobą była czarnowłosa, która zniknęła samego rana.
Pielęgniarka także nic nie wiedziała. Aby się nie mieszała, przekazałem jej, że dziewczyna leży w swoim pokoju. Od razu się uspokoiła, a ja zamiast być obojętny, czułem lekkie spięcie. Bo co mogło się stać z osłabioną dziewczyną, która leżała na łóżku szpitalnym w szkole?
Siedziałem na krześle, dobre dziesięć minut. Z zamkniętymi oczami głęboko myślałem, całkowicie pochłonęły mnie myśli. Oparłem ręce na kolanach, a na rękach brodę. Z podtrzymywaną głową, wyczułem dziwnie znajomy zapach. Był on bardzo podobny do tego… który czułem przy niej. Tak samo śmierdział jakby siarką, krwią… Ohyda. A jednak ciągle go wąchałem, wchodził mi do nosa, krzywiąc mnie na samym początku. Ale to było to, czego szukałem. Byłem już prawie pewny, że ten, który przyczynił się do jej śmierci, był tutaj. I to parę godzin temu.
Wyszedłem nerwowo z pomieszczenia i skierowałem się do wyjścia z akademika. W tej chwili moja twarz może i była obojętna, ale w środku czułem ogromne emocje. A głównie to wściekłość. Nie, nie można tego nazwać wściekłością. Wpadłem w furię.
Podążając za zapachem tego mordercy, idą krętymi ścieżkami na początku chodnika, a kończąc na jakieś starej ulicy, gdzie znajdywały się opuszczone budynki, stanąłem przez jednym ze starym domów, który dawniej był chyba burdelem. Ta woń stawała się coraz mocniejsza, coraz wyraźniejsza.
„...w którymś momencie zaczyna się środek…”
Krótką chwilę patrzyłem na budowle, by po chwili wywarzyć drzwi i wejść do środka.
„…Wraz z nim nadchodzą jakieś nieoczekiwane momenty życia…”
Było ciemno, wszędzie panowała martwa cisza. Nic. Zero. Pustka. Ale zapach dalej unosił się w tym pomieszczeniu. Zapewne gdy nie demon, nie znalazłbym się tutaj. I nie wyczułbym także i zapachu Sakury. Był on wymieszany jakby z potem, z krwią i łzami. Nieco podobny do tego, jaki czułem przy jej martwym ciele. Ale obecny zapach był słabszy, jakby łagodniejszy. Pomimo tej cholernej ciemności, szedłem przed siebie. Moje oczy przywykły już do mroku, jaki panował w tym budynku, dlatego po kilku sekundach już normalnie mogłem omijać stare stoły, rozwalone krzesła, jakieś butelki i szkła leżące na ziemi. Wszystko, co znajdowało się na podłodze.
I byłem coraz bliżej. Słyszałem jakby czyjś płacz, słyszałem także jakieś kroki, które wcale nie były dalekie.
„… by po chwili uderzyć cię tak mocno, aż zostaną blizny w wspomnieniach.”
I usłyszałem krzyk. Krzyk młodej, czarnowłosej porwanej, która powinna leżeć w łóżku, albo przynajmniej siedzieć na lekcji i prowadzić życie normalnej dziewczyny.
<Sakura?>
„Tak jak wszystko ma on początek…”
Poranne śniadanie, przygotowanie się do szkoły, ubranie się w świeże ciuchy, wyłączenie budzika… Nudy. Dlatego przejdę już do tego, co było najciekawsze tego dnia.
Za nim poszedłem do klasy, zahaczyłem o salę, w której powinna leżeć Sakury. Nie wiem, czy byłem zdziwiony jej nieobecnością, czy po prostu na to obojętny. Bo może po prostu miała dosyć szpitalnego łóżka i chciała wrócić do swojego pokoju? A może już siedzi w klasie?
Jednak nigdzie jej nie było. W klasie, na korytarzu, w ogrodzie, na salach sportowych, nawet w jej pokoju (o tym gdzie mieszka, dowiedziałem się od innej dziewczyny). Po prostu tak jakby się rozpłynęła w powietrzu. Ale jakim cudem? Aby się tego dowiedzieć, wróciłem do pielęgniarki. Ale po co ja w ogóle się nią przejmuję? Eh… problem tkwi w moich wspomnieniach. To moja wina, że Kichi nie żyje. To moja wina, że wyjechałem wtedy, gdy najbardziej mnie potrzebowała. To moja wina, że nie potrafiłem jej obronić. To moja wina, że Kichi przeżywała tortury przez wiele miesięcy, by potem odejść bez słowa pożegnania. Bez niczego, nawet nie mogła umrzeć tak, jak umierają zwykłe nastolatki. Czyli w jakimś wypadku, albo z choroby. Ona musiałam umrzeć od zwykłego wykończenia organizmu. Niby to słabo brzmi, ale wyczerpanie na śmierć, nie jestem takie proste. Do tego są potrzebne tortury. Fizyczne jak i psychiczne. U niej było tego nadmiar. Nie potrafiłem się pogodzić z jej śmiercią, nikomu nie życzyłbym czegoś takiego, co ona przeżyła. I od tamtej pory już nie potrafiłem zostawić osoby, która potrzebowała pomocy. Nawet, jeśli nie mówiła o tym wprost. A taką osobą była czarnowłosa, która zniknęła samego rana.
Pielęgniarka także nic nie wiedziała. Aby się nie mieszała, przekazałem jej, że dziewczyna leży w swoim pokoju. Od razu się uspokoiła, a ja zamiast być obojętny, czułem lekkie spięcie. Bo co mogło się stać z osłabioną dziewczyną, która leżała na łóżku szpitalnym w szkole?
Siedziałem na krześle, dobre dziesięć minut. Z zamkniętymi oczami głęboko myślałem, całkowicie pochłonęły mnie myśli. Oparłem ręce na kolanach, a na rękach brodę. Z podtrzymywaną głową, wyczułem dziwnie znajomy zapach. Był on bardzo podobny do tego… który czułem przy niej. Tak samo śmierdział jakby siarką, krwią… Ohyda. A jednak ciągle go wąchałem, wchodził mi do nosa, krzywiąc mnie na samym początku. Ale to było to, czego szukałem. Byłem już prawie pewny, że ten, który przyczynił się do jej śmierci, był tutaj. I to parę godzin temu.
Wyszedłem nerwowo z pomieszczenia i skierowałem się do wyjścia z akademika. W tej chwili moja twarz może i była obojętna, ale w środku czułem ogromne emocje. A głównie to wściekłość. Nie, nie można tego nazwać wściekłością. Wpadłem w furię.
Podążając za zapachem tego mordercy, idą krętymi ścieżkami na początku chodnika, a kończąc na jakieś starej ulicy, gdzie znajdywały się opuszczone budynki, stanąłem przez jednym ze starym domów, który dawniej był chyba burdelem. Ta woń stawała się coraz mocniejsza, coraz wyraźniejsza.
„...w którymś momencie zaczyna się środek…”
Krótką chwilę patrzyłem na budowle, by po chwili wywarzyć drzwi i wejść do środka.
„…Wraz z nim nadchodzą jakieś nieoczekiwane momenty życia…”
Było ciemno, wszędzie panowała martwa cisza. Nic. Zero. Pustka. Ale zapach dalej unosił się w tym pomieszczeniu. Zapewne gdy nie demon, nie znalazłbym się tutaj. I nie wyczułbym także i zapachu Sakury. Był on wymieszany jakby z potem, z krwią i łzami. Nieco podobny do tego, jaki czułem przy jej martwym ciele. Ale obecny zapach był słabszy, jakby łagodniejszy. Pomimo tej cholernej ciemności, szedłem przed siebie. Moje oczy przywykły już do mroku, jaki panował w tym budynku, dlatego po kilku sekundach już normalnie mogłem omijać stare stoły, rozwalone krzesła, jakieś butelki i szkła leżące na ziemi. Wszystko, co znajdowało się na podłodze.
I byłem coraz bliżej. Słyszałem jakby czyjś płacz, słyszałem także jakieś kroki, które wcale nie były dalekie.
„… by po chwili uderzyć cię tak mocno, aż zostaną blizny w wspomnieniach.”
I usłyszałem krzyk. Krzyk młodej, czarnowłosej porwanej, która powinna leżeć w łóżku, albo przynajmniej siedzieć na lekcji i prowadzić życie normalnej dziewczyny.
<Sakura?>
wtorek, 2 sierpnia 2016
Od Sakury Cd. Isao
Te wspomnienia atakowały mnie nawet we śnie, zmuszając później do cichego lamentu. Przyjrzałam się uważnie twarzy chłopaka, który bezemojonalnie mi się przypatrywał.
- Coś co nie powinno wyjść na światło dzienne - stwierdziłam, powolnie opadając na poduszki.
Isao nawet nie zareagował, co świadczyło o tym, że miał już zupełnie dość. Na szczęście do sali weszła pielęgniarka, która oświadczyła, iż poleżę u niej co najmniej do jutrzejszego wieczora. Jasnowłosy został jednak wyproszony, ze względu na póżną godzinę. Pożegnałam się z nim, by już po chwili oddać się znowu krainie koszmarów.
Mokra szmatka, brak dostępu powietrza, czyjś oddech. To zmusiło mnie do otworzenia oczy, lecz to co im się ukazało, zniknęło lada moment. Twarz mężczyzny, rozweselonego po wszystkie czasy. Znów straciłam przytomność, jednak nie było to spowodowane osłabieniem mojego organizu, gdyż wywołała to osoba trzecia.
Obudziłam się na ziemi, w ciemnym pomieszczeniu, gdzie jedyne światło dobiegało z okna na suficie. Co ja tu robiłam, a raczej jak tu trafiłam?
Usłyszałam jak ktoś otwiera drzwi, by już po chwili ujrzeć znajomą mi osobę. Moim automatycznym odruchem było odsunięcie się pod samą ścianę. Zaczęłam się trząść, jakby zaraz moje całe ciało, miało oddzielić się z duszą.
- Dawno cię nie widziałem... siostro - zaśmiał się, ściągając kaptur z głowy.
- Czego chcesz? - zapytałam.
- Nie sądziłem, że to właśnie ty jesteś teraz celem.
- Jakim celem?!
Podszedł do mnie w dwóch krokach, podnosząc do góry i opierając o ścianę.
- Kichi była bardziej delikatna, boje się, że z tobą pójdzie gorzej ale chociaż więcej zabawy - stwierdził, chwytając mnie za szyję.
Popatrzyłam mu w te jego czarne oczy, starając się przejrzeć jego zamiary. Widziałam w nich szaleństwo, chęć zabijania.
- Dlaczego ja?
- Oj moja droga, na pewno kojarzysz pana o imieniu Isao.
Pokiwałam przecząco głową, przez co powalił mnie na ziemię i kopnął w klatkę piersiową. Jęknęłam cicho, czując jak kości pękają ponownie.Ukucnął przy mnie, przejeżdzając kantem noża po policzku. Jego każde słowo przyprawiało mnie o nudności.
- Nie znasz? Jak nie, jak widziałem go wczoraj u ciebie.
- Chyba Ci się przewidziało.
- Łżesz! Mój pracodawca obrał sobie go na cel, nie wiem co mu zrobił ale każda dziewczyna która spędzi z nim więcej czasu, ma zostać zlikwidowana. A, że tamta była ważna.
- Nie wierze ci! Chcesz mnie po prostu...
Przerwało mi uderzenie w twarz.
- Kazałem się odzywać? Od dzisiaj panują tu nowe zasady!
Opuściłam wzrok, starając się skupić. Na pewno da się stąd wyrwać. Kichi? Czyżby była ukochaną Isao? To by wszystko wyjaśniało. Wyglądanie przez okno, ciągłe zamyślenie i obojętność. Tak mi ich szkoda... Mogłam... Mogłam go kiedyś zabić... Wtedy kiedy miałam przy sobie nóż, kiedy się do mnie dobierał. Moja wina... Teraz to wszystko by się nie działo.
- Powiesz mi co o nim wiesz - stwierdził nagle.
- Nic nie wiem!
Westchnął teatralnie, odchodząc ode mnie na parę metrów. To był ten moment, w którym rzuciłam się na niego, starając uderzyć się w głowę. Wylądowałam jednak na podłodze. Jęknęłam czując jak ściska moje gardło, odcinając mi tym dopływ powietrza. Po chwili puścił mnie jednak, odchodząc w stronę drzwi.
- Zaczniemy później!
Zatrzasnął je, zamykając na klucz. Podczołgałam się do nich, zduszając jęk bólu który tak bardzo ranił moje żebra. Na pewno było już po południu, gdyż zaczęło się ściemniać. Jedna łza spływała po moim policzku, odbierając mi spokój. Szarnęłam nimi, lecz to nic nie dało. Ciekawiło mnie to czy ktokolwiek przejmował się moim zniknięciem. Po parenastu minutach wrócił ON.
<Isao? Wszystko się wyjaśnia>
- Coś co nie powinno wyjść na światło dzienne - stwierdziłam, powolnie opadając na poduszki.
Isao nawet nie zareagował, co świadczyło o tym, że miał już zupełnie dość. Na szczęście do sali weszła pielęgniarka, która oświadczyła, iż poleżę u niej co najmniej do jutrzejszego wieczora. Jasnowłosy został jednak wyproszony, ze względu na póżną godzinę. Pożegnałam się z nim, by już po chwili oddać się znowu krainie koszmarów.
Mokra szmatka, brak dostępu powietrza, czyjś oddech. To zmusiło mnie do otworzenia oczy, lecz to co im się ukazało, zniknęło lada moment. Twarz mężczyzny, rozweselonego po wszystkie czasy. Znów straciłam przytomność, jednak nie było to spowodowane osłabieniem mojego organizu, gdyż wywołała to osoba trzecia.
Obudziłam się na ziemi, w ciemnym pomieszczeniu, gdzie jedyne światło dobiegało z okna na suficie. Co ja tu robiłam, a raczej jak tu trafiłam?
Usłyszałam jak ktoś otwiera drzwi, by już po chwili ujrzeć znajomą mi osobę. Moim automatycznym odruchem było odsunięcie się pod samą ścianę. Zaczęłam się trząść, jakby zaraz moje całe ciało, miało oddzielić się z duszą.
- Dawno cię nie widziałem... siostro - zaśmiał się, ściągając kaptur z głowy.
- Czego chcesz? - zapytałam.
- Nie sądziłem, że to właśnie ty jesteś teraz celem.
- Jakim celem?!
Podszedł do mnie w dwóch krokach, podnosząc do góry i opierając o ścianę.
- Kichi była bardziej delikatna, boje się, że z tobą pójdzie gorzej ale chociaż więcej zabawy - stwierdził, chwytając mnie za szyję.
Popatrzyłam mu w te jego czarne oczy, starając się przejrzeć jego zamiary. Widziałam w nich szaleństwo, chęć zabijania.
- Dlaczego ja?
- Oj moja droga, na pewno kojarzysz pana o imieniu Isao.
Pokiwałam przecząco głową, przez co powalił mnie na ziemię i kopnął w klatkę piersiową. Jęknęłam cicho, czując jak kości pękają ponownie.Ukucnął przy mnie, przejeżdzając kantem noża po policzku. Jego każde słowo przyprawiało mnie o nudności.
- Nie znasz? Jak nie, jak widziałem go wczoraj u ciebie.
- Chyba Ci się przewidziało.
- Łżesz! Mój pracodawca obrał sobie go na cel, nie wiem co mu zrobił ale każda dziewczyna która spędzi z nim więcej czasu, ma zostać zlikwidowana. A, że tamta była ważna.
- Nie wierze ci! Chcesz mnie po prostu...
Przerwało mi uderzenie w twarz.
- Kazałem się odzywać? Od dzisiaj panują tu nowe zasady!
Opuściłam wzrok, starając się skupić. Na pewno da się stąd wyrwać. Kichi? Czyżby była ukochaną Isao? To by wszystko wyjaśniało. Wyglądanie przez okno, ciągłe zamyślenie i obojętność. Tak mi ich szkoda... Mogłam... Mogłam go kiedyś zabić... Wtedy kiedy miałam przy sobie nóż, kiedy się do mnie dobierał. Moja wina... Teraz to wszystko by się nie działo.
- Powiesz mi co o nim wiesz - stwierdził nagle.
- Nic nie wiem!
Westchnął teatralnie, odchodząc ode mnie na parę metrów. To był ten moment, w którym rzuciłam się na niego, starając uderzyć się w głowę. Wylądowałam jednak na podłodze. Jęknęłam czując jak ściska moje gardło, odcinając mi tym dopływ powietrza. Po chwili puścił mnie jednak, odchodząc w stronę drzwi.
- Zaczniemy później!
Zatrzasnął je, zamykając na klucz. Podczołgałam się do nich, zduszając jęk bólu który tak bardzo ranił moje żebra. Na pewno było już po południu, gdyż zaczęło się ściemniać. Jedna łza spływała po moim policzku, odbierając mi spokój. Szarnęłam nimi, lecz to nic nie dało. Ciekawiło mnie to czy ktokolwiek przejmował się moim zniknięciem. Po parenastu minutach wrócił ON.
<Isao? Wszystko się wyjaśnia>
Subskrybuj:
Posty (Atom)